piątek, 6 listopada 2015

Jak znaleźć motywację do wstania z łóżka?

Hej, hej :* Domyślam się, że nie tylko ja mam problem z tym, że muszę rano wstawać (czy to do szkoły, czy też do pracy), tak czy inaczej - nie chce się i to bardzo. I uwierzcie mi, znam ten ból jak dzwoni budzik i wiesz, że nie możesz wstać później, bo inaczej się spóźnisz lub to jak bardzo ma się wtedy ochotę walnąć w niego młotkiem :P No i wybaczcie za opóźnienie. Tak czy inaczej oto post! :D

Zdarzają mi się dni, gdy jak przychodzi pora na wstawanie (słychać znienawidzoną już muzyczkę z telefonu lub melodyjkę z budzika) - najzwyczajniej w świecie wyłączam ustrojstwo i olewam wszystko, po czym zagrzebuje się po samą szyję w pościeli/kocach/kołdrach (dosłownie we wszystkim, co mi wpadnie pod rękę) i śpię dalej. Niestety ten wybór niesie ze sobą konsekwencje...

  1. Gdy się już obudzę i jestem dość wyspana, a mój umysł myśli trzeźwo - dopadają mnie tzw wyrzuty sumienia i dosłownie przechodzę jakieś małe załamanie. Nie wiem, może to oznaka jakiegoś bycia psychicznym czy coś w tym stylu, ale przysięgam, że tak mam :/ 
  2. No a druga sprawa jest taka, że jednodniowa nieobecność w szkole wiąże się z zaległościami i jak mamę kocham - nie ma nic gorszego jak to, gdy przychodzisz następnego dnia do szkoły, siadasz wygodnie w swojej ławce, a pani zaczyna kontynuować temat, który zaczęła, gdy Ciebie nie było w szkole. Ja zazwyczaj siedzę jak na tureckim kazaniu i trzymam się nadziei, że o nic mnie nie spyta, bo w gruncie rzeczy nie mam pojęcia o co chodzi.
***
No i pojawia się pytanie: Jak uniknąć takich rzeczy jak właśnie opisana powyżej?  Od dawien dawna wiadomo, że jak ma się motywacje - wszystko przychodzi łatwiej. No ale ta motywacja nie może być byle jaka... 
Moje motywacje może są dość typowe i nie zawsze zdają egzamin, ale lepsze to niż nic. No i do tego co jakiś czas znajduje kolejne, które pomagają mi w jakże trudnej czynności. 
***
Ale zanim do tego przejdę to powiem Wam "tajemnicę", o której znaczna część ludzi nie wie...
Słyszałam kiedyś od pewnej mądrej osoby, że wstawanie od razu po usłyszeniu budzika jest najlepszym rozwiązaniem. 
Domyślam się, że są tutaj osoby, które nastawiają budzik na (załóżmy) 6:00, gdy tak na prawdę wstają o 6:30. I chodzi o to, że to złe. Na prawdę - odradzam.
Nastawiajcie sobie budzik na godzinę, o której musicie już być na nogach i zrezygnujcie z 10-minutowych drzemek, które nic nie zmienią. 
Unikniecie zaspania i do tego jeśli od razu wstaniecie to będziecie bardziej ożywieni. 
Do pewnego czasu sama robiłam wszystko w taki sposób, że ustawiałam budzik jakiś czas wcześniej, by zyskać cenne minuty, co było wielką głupotą, bo tak na prawdę skróciłam sobie tylko czas spania, a i tak wstawałam niewyspana. 

***

Przyznam szczerze, że należę do grona ludzi, którym prawie zawsze jest zimno, dlatego jak się budzę to nie daje rady od razu wstać i się ubrać (mój pokój jest jednym z tych, w których temperatura jest na prawdę niska, zwłaszcza zimą i rano). Jednak zamiast zapadać w letarg siadam na łóżku i szczelnie otulam się kołdrą, by trochę się rozgrzać - trwa to jakieś 10 minut, więc zamiast wstawać o 5:30, wstaje o 5:20. Jednak weźcie pod uwagę, że nie leżę i nie próbuję drzemać. Jak już wspomniałam - TO ZŁE. 

Teraz przyszła pora na moją listę motywacyjną

  • Budzik dzwoni o 5:20 i słysząc melodyjkę, która mnie budzi dostaję szału, więc czym prędzej ją wyłączam. CAŁKOWICIE - bez żadnych opcji jak "drzemka", "uśpienie". Robiąc taki krok wiem, że jeśli zasnę to najprawdopodobniej już nie wstanę i spóźnię się na autobus. 
  1. Główną motywacją jest to, że moja szkoła oddalona jest o ponad 40 km i tak się składa, że rano jest tylko jeden kurs z mojej miejscowości - jeśli się spóźnię to nie mam jak dostać się na lekcje (ewentualnie pozostaje mi 16 km dojazd do miasta, skąd dałabym radę dostać się na 3.lekcję, co w przypadku mojego bycia wiecznie przemarzniętą mi się nie uśmiecha).
  2. Może to zabrzmi dziwnie, ale motywuje mnie też to, że idąc na jakieś lekcje mogę się czegoś dowiedzieć i nauczyć (co prawda nie jest to zbyt entuzjastyczne, bo lubię być na lekcjach humanistycznych, za to ścisłe to taka mała katorga). Mimo wszystko ta świadomość, że mogę się czegoś dowiedzieć jest nawet motywująca.
  3. Spotkam się z moimi wariatkami. Mieszkamy od siebie na prawdę daleko i właściwie widujemy się głównie w szkole. Uwielbiam je i właśnie dla nich od poniedziałku do piątku podnoszę się z tego łóżka i udaję się do szkoły.
  4. Może dość śmieszną, ale za to bardzo efektywną metodą i motywacją jest to, że budzik kładę na biurku, przez co jak zadzwoni muszę się podnieść i go wyłączyć (nie mam go na wyciągnięcie ręki). Jeśli CHCĘ uciszyć wkurzającą melodię to MUSZĘ wstać!
  5. Jako osoba paląca mam swoją małą zasadę, gdy siedzę te kilka minut otępiała na łóżku wiem, że nie mogę zapalić, bo jestem w domu. Dlatego w dość szybki sposób motywuję się do wstania i wyjścia na balkon, żeby zapalić - metoda skuteczna i działająca (ale jedno zastrzeżenie: JEŚLI NIE PALISZ to TEGO NIE RÓB. Zamiast tego wstań i zrób sobie jakąś herbatę lub kawę).
  6. Przed snem zawsze wymyślam sobie różne scenariusze i jak się rano budzę to mam motywację do wstania i zapisania kilku rzeczy w notatniku. 
  7. No i motywuje mnie jeszcze to, że im prędzej się ogarnę, tym prędzej zleci mi dzień.
  • Te metody są również dla mnie, gdy pracuje (wyrzucając punkt 2), też są motywacją. I ogłaszam, że jak się budzę to zaraz po tym jak wyłączę alarm jego miejsce zastępuje jakaś muzyka, która jest taka żywiołowa i dodaje energii. Zdecydowanie dobry pomysł, Tylko nie zapominajcie, że nie mieszkacie sami, a za ścianą macie sąsiadów (ewentualnie mieszkacie sami i nie macie sąsiadów). Nie należy włączać piosenek na full - grozi kłótnią z rodziną lub nawet policją wezwaną przez zdenerwowanego sąsiada - sprawdzone i wiecie co? Do przyjemności to bym tego nie zaliczyła!
A Wy jakie macie motywacje do porannego wstawania? Co Was motywuje i dodaje siły? Jakieś sprawdzone metody? Piszcie, bo jestem ciekawa! :)

środa, 28 października 2015

#4 Kartka z pamiętnika:Wszystkich Świętych czy Halloween?


Ten post będzie nietypowy. I przyznam szczerze, że zabrać się za niego nie jest łatwo, ale spróbuję :)

Jak napisałam w podstronie o mnie - jestem osobą niewierzącą, co za tym idzie niepraktykującą. Otóż od dnia, w którym pisałam trochę się zmieniło. 
Aktualnie jestem zdania, że ktoś taki jak Bóg może istnieć, ale nie można tego nazwać. Niektórzy mówią, że jestem wierząca - niepraktykująca, czyli Deistka, a ja sama o sobie mówię Agnostyczka. To jest pogląd, nie wiara. Nie wyprowadzam nigdy ludzi z błędu, gdy nazywają mnie deistką, nie mam na to ani ochoty, ani tym bardziej siły.
Skoro jestem niepraktykującą/agnostyczką to dlaczego obchodzę święta? Przecież to paradoks!!!

JUŻ TŁUMACZĘ
Otóż, po pierwsze duży wpływ ma na to rodzina i nie będę tego ukrywać, a druga sprawa to fakt, że dopuszczam do siebie taką możliwość tak to, że Bóg/Bożkowie istnieje/ą i czasami właśnie w taki sposób próbuję zrozumieć co nieco. Obchodzę święta (i nie dla jakichś prezentów czy coś w tym stylu), bo wierzę w ich słuszność. Ale za to nie chodzę do kościoła. Uważam, że kościół wpaja nam pewną wiedzę i dodaje swoje trzy grosze. Wolę na swój sposób wszystkiego się uczyć. I nie zamykam się w jednej religii. Przeczytałam Pismo Święte, Koran i kilka innych Świętych Ksiąg. Z każdej z nich czegoś się nauczyłam i coś wywnioskowałam. Na dzień dzisiejszy nie określam się mianem: katoliczki. Po prostu szukam i sprawdzam. Przyznam, że Koran jest mi aktualnie najbliższy. 
Tak czy inaczej nie chodzę do kościoła, nie modlę się, ale obchodzę święta. I jestem AGNOSTYCZKĄ. Można sobie w google wpisać jak nie wie ktoś, co to takiego :)

JAK MNIE WYCHOWANO?
Od kiedy sięgam pamięcią wychowywałam się w rodzinie chrześcijańskiej, w której nie było nacisku na praktykowanie. Z mojej rodziny poszczególne jednostki były bardzo wierzące i praktykujące. Jak się można domyślić - ja do nich nie należałam. 
Od urodzenia uczono mnie obchodzenia świąt i wierzenia w Boga, czasami ktoś mi powiedział, że należy się modlić i takie tam.
Z czasem jak zaczęłam dorastać sama o sobie decydowałam. Był w moim życiu okres, gdzie byłam zagorzałą katoliczką - wiecznie w kościele, wiecznie się modliłam... Później przyszedł czas, gdy wszystko się zaczęło sypać, co skutecznie zniechęciło mnie do wiary w Boga i tak oto przestałam wierzyć. 
Bycie ateistką trwało u mnie bardzo długo i dopiero po trafieniu na kilka asków zaczęłam myśleć inaczej. Zaczęłam odzyskiwać wiarę i oto jestem!
Jak widać bywało różnie i należę do osób zmiennych, ale taka prawda.
Aktualnie po prostu mam swój pogląd na wszystko i własne zdanie. Lubię poznawać różne religie i wiedzieć coś na ten temat, ale to tyle.

PRZEJDŹMY DO TEMATU
A więc temat tego posta to głównie Halloween i Wszystkich Świętych. 
 Halloween, święto przywędrowało z zagranicy i zaczęło się u nas rozprzestrzeniać. Dzieciaki chodzą po domach i się wygłupiają. Niby taka fajna zabawa, a tu jednak prawda jest inna. Polecam wszystkim poczytać o historii Halloween i może wtedy zrozumiecie, że to jednak nie jest takie jak stwarzają pozory. Cukierek albo psikus - przykrywka dla tego, co się dzieje na prawdę. Ale nie będę się rozpisywać na ten temat. Zainteresowani poszukają i poczytają. 
Chodzi mi o to, że w Polsce mamy mnóstwo pięknych świąt i nie potrzebne są nam jakieś walentynki/andrzejki czy też Halloween, 
Świętujesz Halloween, a następnego dnia stoisz nad grobem zmarłego... No dla mnie to nie ma sensu. 
Tak samo nie ma dla mnie sensu świętowanie pogańskiego święta będąc chrześcijaninem.
Każdy robi, co chce i uważa za słuszne, ale błagam przemyślcie trochę zanim zaczniecie obchodzić Halloween.
Jesteś wierzący? Nie świętuj pogańskich świąt, bo to się ze sobą bardzo kłóci. 
Wiem, że dla większości to zwykła zabawa, ale każdy, kto wierzy powinien myśleć w miarę trzeźwo i odróżniać pewne rzeczy.
I w żadnym wypadku nikomu niczego nie zabraniam. Jeśli będziecie się przebierać za potworki i wyłudzać kasę i słodycze od innych to miłej zabawy, ale bardzo Was proszę najpierw dowiedzcie się z czym to się wiąże i łączy.

MUCH LOVE
KAROLINA





środa, 21 października 2015

Moja twórczość i małe naprostowanie


Z racji tego, że był post nieco cięższy (mówię tu o tym ze sposobem uczenia się) to teraz coś przyjemniejszego! W pierwszym poście podzieliłam się z Wami informacją, że czasami zdarza mi się napisać jakiś wiersz i ogólnie czasami zabieram się za pisanie poważniejszych prac :D Tutaj wstawię jeden z moich ulubionych i liczę na Waszą opinię na jego temat :') 

Dodatkowo chciałabym coś wyjaśnić. Na asku dostałam ostatnio "pytanie", a raczej stwierdzenie, że mój blog jest o wszystkim i w gruncie rzeczy o niczym.
 Może i racja i nie będę się z tym spierać. Ten blog od samego początku miał być moim pamiętnikiem i starałam się pisać o moich uczuciach, ale to trochę nie wypaliło i zmieniłam taktykę. Wszystkie posty, które na nim umieściłam - usunęłam. Pojawiły się inne i koniec końców stwierdziłam, że nie będę się sztywno trzymać jednego tematu. Czasami dam poradę jak razić sobie z czymś tam (a raczej jak ja to robię), innym razem ocenię jakiś film, który obejrzałam, a jeszcze kiedy indziej podzielę się listą moich ulubionych/znienawidzonych piosenek, filmów, rzeczy lub po prostu napisze jakiś post od siebie w formie "kartki z pamiętnika", byście mogli mnie trochę poznać. No i jak w tym przypadku pokażę małą cząstkę mojej twórczości. 
Ponadto staram się być jak najbardziej kreatywna i nie zamykać się w jednym temacie. To urozmaicenie jest dla Was, żebyście się tak szybko nie znudzili (no i dla mnie też, bo wtedy i ja się nie znudzę)
Do czego zmierzam? Otóż, zdaje sobie sprawę z tego, że czasami ciężko jest się połapać w tym wszystkim i wydaje się tu panować ogólny chaos. Dlatego też każdy z postów ma etykiety i jeśli klikniecie w jakąś, automatycznie pojawi się Wam lista postów powiązanych i wtedy możecie odnaleźć to, co Was interesuje. 
Blog jest o wszystkim i nie zamierzam się ograniczać do jednej rzeczy, bo nie lubię tego. Przykro mi jeśli komuś się to nie podoba, ale nic na to nie poradzę. Nie zmuszam do czytania i zrozumiem jak odejdziecie. Nie będę przecież nikogo siłą namawiać do zostania :)

Dobra, moje ogłoszenie parafialne się skończyło i teraz przejdę do tematu, który jest tym głównym :) Oto wiersz, z którym mam smutne wspomnienia i jednocześnie uważam go za jeden z lepszych. Liczę na Wasze opinie co do niego :)

Ostatnie Pożegnanie Babci

Tęsknię...

Zgasły radosne oczy.
Ucichła roześmiana buzia.
I nagle czas się zatrzymał.
Wszystko stanęło w miejscu.
Nawet wiatr nie wieje jak kiedyś.
Słońce wydaje się być mniej przyjazne.
A śpiew ptaków jest taki smutny. 
I chociaż życie biegnie dalej.
Ja w rozpaczy pogrążyłam się.
Babciu, zostawiłaś mnie.
Odeszłaś...
Czuję w sercu wielki ból.
Ta pustka mnie przeraża. 
Bez Ciebie nie będzie już tak samo.
Zniknęłaś gdzieś w innym świecie.
Mam nadzieję, że jest Ci tam lepiej. 
Czasami wrażenie, że to tylko zły sen.
Ale gdy szczypię się po raz kolejny, 
Okazuje się, że nie śnię. 
A więc to jednak prawda. 
Cierpiałaś...
Tak wiele nocy nieprzespanych. 
Tak wiele ukrytych Twoich łez. 
Tyle razy mówiłaś, że boli. 
Mimo to, znosiłaś to bez słowa skargi. 
Czuję się jakby wyrwano mi kawałek serca. 
A bez serca nie można żyć. 
Jak mam więc żyć bez Ciebie? 
Nawet nie zdążyłam się pożegnać. 
Wróć...
O dniu radosny i piękny.
Dlaczego to właśnie ona zniknęła? 
O dniu słoneczny, gdzie ją zabrałeś? 
Czy jest już szczęśliwa? 
Czy nie cierpi?
Boże Kochany, opiekuj się nią. 
Boże Łaskawy, daj jej wszystko, co najlepsze. 
Boże Miłosierny, spraw, by była wesoła. 
Boże Mój, pomóż rodzinie. 
Boże, spraw, by to tak nie bolało. 
Boże, daj nam siłę, by móc iść dalej.
Proszę...


Napisałam go po śmierci babci i później pożegnałam ją właśnie tymi słowami. Mam świadomość, że nie jest jakiś wybitnie dobry i znalazłoby się multum lepszych, ale on ma tak bardziej wartość sentymentalną i pisząc go nie patrzyłam czy jest "super, cudowny, świetny", a na to, by jakość poradzić sobie z emocjami, które we mnie buzowały... Wlałam w niego całą swoją rozpacz i swój ból. Jest to jeden z najbardziej emocjonujących wierszy jakie napisałam i dlatego uważam go za jeden z najlepszych. Tak czy inaczej - opinię pozostawiam Wam :)

sobota, 17 października 2015

Rozkład jazdy!


Dzisiejsza notka nie będzie żadnym poradnikiem, żadnymi 10 rzeczami, bo coś tam. Ponieważ prowadzę bogate życie zarówno towarzyskie jak i w sieci to postaram się Wam powiedzieć, co, gdzie, kiedy i jak się pojawia. 
  1. Mój snapchat: sakrolina121 - tutaj na bieżąco będzie mówić co i jak, ale jeśli ktoś nie chce to nie zmuszam. Jest to jedna z alternatyw. Snapuje praktycznie codziennie :) 
  2. Instagram: sakrolina121 - różne zdjęcia z różnych miejsc o różnych porach. Czyli nie ma dokładnej daty, co się tam pojawi. 
  3. Wattpad, opowiadanie - Assassin - rozdziały, co weekend (piątek, sobota lub niedziela)
  4. Blogger - opowiadanie Na jamajke - blog uważam za zawieszony. Nigdy do niego nie powrócę. Jest tam opowiadanie Dziwnej Inaczej, którego nie mam zamiaru się pozbywać, więc blog jest i nie usunę go. Drugie opowiadanie, które tam jest nie zostanie dokończone.  Chyba, że zdobędę się na odwagę i zrobię kolejny wielki powrót,w co wątpię.
  5. Blogger - PDS - jak widać pusty blog. W zeszycie mam opowiadanie, które może kiedyś przepiszę.
  6. Blogger -OPŻ - bez załogi nie ruszę, wiec czekam na Was
  7. Blogger -Juliet Love Story - opowiadanie w trakcie pisania 
  8. Blogger Assassin - wersja blogowa rozdziały w weekend (piątek, sobota lub niedziela)
  9. Pinger - sesaye - jak na razie puste
  10. TEN BLOG - nowa notka w każdym tygodniu (prawdopodobnie środy)
To by było na tyle, w razie pytań http://ask.fm/PShana

Tak na dobrą sprawę nic ciekawego. Ale jakby kogoś interesowało.

czwartek, 8 października 2015

#2 Szkoła: Jak się uczyć, czyli jak ułatwić sobie życie?


Witajcie, moi drodzy. Wiem, że praktycznie nie ma mnie na blogu. Dużo się ostatnio dzieje, mam niby kilkanaście tematów, o których mogę napisać, ale jakoś nie miałam motywacji i chęci. Przez ten czas wiele się zmieniło, wiele przemyślałam i stwierdziłam, że albo usunę bloga, albo zajmę się nim na poważnie i tak oto powróciłam. Raz w tygodniu będę się starała coś dla Was napisać. 
Minął już miesiąc nauki, z tej okazji postanowiłam pokazać Wam moją metodę uczenia się. Teraz już zaczynają się sprawdziany i to wszystko, więc warto ułatwiać sobie życie. 
---
Nieważne czy musisz nauczyć się z polskiego, historii, chemii czy matematyki - sposób jest dobry na wszystko! Przetestowane ;)
  1. Kartka i długopis
  2. Kolorowe długopisy, zakreślacze
  3. Materiały naukowe (książka od danego przedmiotu, jakieś tablice ze wzorami, internet, no po prostu wszystko, co możliwe)
Jeśli już masz te rzeczy, o których napisałam wyżej to do dzieła! Nie trać czasu. Pokażę Ci mój sposób na naukę, która nie jest mordęgą. Jest to kilka prostych kroków, z którymi będzie Ci lżej.
  • Przeczytaj notatki od nauczyciela, jeśli takie masz
  • Przeczytaj dany rozdział z książki. 
Jeśli to zrobiłeś/łaś to nie zapominaj, że mimo iż wydaje Ci się, że nadal nic nie wiesz, to jakaś część tej wiedzy została przez Ciebie przyswojona. Nie załamuj się, gdy czegoś nie rozumiesz. Szukaj rozwiązań.

Ja robię to w ten sposób:
  1. Na kartce, którą sobie przygotowałam wypisuję najważniejsze informacje. Skracam wszystko do minimum, dbając jednak o to, by zawrzeć najważniejsze informacje!
  2. Daty/wzory/ważne wydarzenia/nazwiska - to wszystko zaznaczam sobie kolorem, bo dzięki temu mój mózg odnotowuje sobie, że to jest ważne i muszę to zapamiętać (Pamiętaj jednak, by nie robić z tej kartki tęczowego arcydzieła. Najlepiej wybrać jeden kolorowy długopis lub zakreślacz i tylko go używać!)
  3. Gdy przygotuje sobie taką kartkę, wtedy mówię sobie STOP. Czas na odpoczynek. Mózg nie przyswoi informacji na siłę. Jeśli próbujesz wkuwać to nic z tego nie wyjdzie, dlatego daj na wstrzymanie. (Nie katuj się. Gdy zrobisz sobie przerwę zajmij się czymkolwiek, co nie wymaga aż nadto myślenia, czymś, co Cię odpręży. Wrócisz do nauki z nową energią). 
  4. Gdy muszę coś zapamiętać próbuję znaleźć do tego jakieś odniesienie (w przypadku zapamiętywania dat: I wojna światowa 11.11 (dwa razy to samo) 1918 r (pałeczka, haczyk, pałeczka, bałwanek). W ten sposób jest mi o wiele łatwiej niż wkuwać to na pamieć). Pamiętaj, że nadmiar informacji jest dla Twojego mózgu czymś nieprzyjemnym, dlatego uczenie się na pamięć jest złe. Po czasie i tak zapomnisz o tym, czego się uczyłeś/łaś. A przecież chyba wolisz, żeby Twoja praca nie szła na marne. Tym bardziej, że gdy będzie następny sprawdzian z innego działu to na pewno będzie trzeba wiedzieć coś z poprzedniego. 
  5. Pisanie ściąg to forma nauki - jeśli chcesz pisać, pisz. Dzięki temu też się uczysz. 
  6. Łączenie faktów, czyli:  Przedmioty humanistyczne: Okres międzywojenny = dwudziestolecie międzywojenne = koniec I wojny światowej i początek II wojny światowej = 11.11.1918 i 1.09.1939 - Tadam! Mamy datę trwania okresu międzywojennego.   Przedmioty ścisłe: Mamy do zapamiętania wzór załóżmy z fizyki. Po pierwsze można wykuć je na pamięć (czego nie polecam, chociaż sama czasami tak robię, gdyż nie jestem ścisłowcem i jest mi trudniej, ale to ostateczność), ale można też spróbować iść na logikę. Znając nazwy i oznaczenia różnych wielkości fizycznych można spróbować je kojarzyć z danymi wzorami. Jest to wyjście dla osób, które w głowie mają zupełną pustkę, ale coś im świta, że na lekcji było mówione o tym i o tym.
  7. Po jakimś czasie wracamy do notatek, które sobie zrobiliśmy. Można je czytać, przepisywać - tym samym utrwalając swoją wiedzę. 
  8. Nie robię tego nigdy na dzień przed sprawdzianem testem! Ty też tak nie rób, bo z całą pewnością Ci nie wyjdzie. Mózg to nie maszyna!
  9. Przez kilka dni więcej się nauczę. Robiąc notatkę zaraz po tym jak się dowiedziało o sprawdzianie (po powrocie do domu) unika się późniejszego zapomnienia o nauce. Stopniowe przyswajanie wiedzy jest skuteczniejsze i trwalsze. 
  10. Jeśli czujesz, że jesteś słabszy/słabsza z danego przedmiotu to nic! Nie załamuj się. Usiądź, poświęć więcej czasu, zrób dokładniejsze notatki. Na tym polega nauka!
Mam nadzieję, że trochę Wam pomogłam. To takie moje 10 kroków na ułatwienie sobie czasu nauki. Pamiętajcie, że wkuwanie na pamieć nie jest dobre, ale też o tym, że wiedza, którą się zdobywa powinna być trwała i " nie uciekać" po napisaniu sprawdzianu nam z głowy. Nauka to zabawa. Można na różne sposoby i w miły sposób się uczyć. Postaram się w przyszłości napisać coś na ten temat! :) 
     



czwartek, 4 czerwca 2015

Informuję, że...

  Bardzo przepraszam za to, że aż tak długo nic nie dodawałam. Niestety, zbliża się koniec roku i pomimo tego, że każdy mi powtarza, że nie zdam, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć do końca.
  Pewnie zaraz będzie, że przez cały rok mam gdzieś naukę i wgl, ale tutaj nie chodzi o to, że mi się nie chciało. Sytuacja wyglądała następująco: Pierwsze półrocze, gdy wszystko się zaczynało, ja spędziłam w szpitalu. Kiepski start, że tak się wyrażę. Wyobraźcie sobie, że nie łatwo jest nadgonić prawie 5 miesięcy nauki w przeciągu dwóch tygodni. Tak więc, przez to, że zaczęłam rok szkolny w taki sposób, na półrocze miałam masę jedynek (chociaż nigdy wcześniej nie miałam średniej mniejszej niż 4,00). Gimnazjum skończyłam z bardzo dobrymi wynikami, później pierwszą klasę LO też z wynikami dobrymi. Niestety, w tym roku się potknęłam. Tak czy inaczej, przeniosłam się do innej szkoły (przeprowadzka) i było trudno, bo przecież nowe osoby i znów od nowa. I jakoś tak wyszło, że się poddałam i przestałam walczyć. Koniec końców, zaprzyjaźniłam się z pewną osobą, która z nauką ma problemy i obie postanowiłyśmy, że się postaramy, weźmiemy w garść i zdamy. Ja póki co mam gorszą sytuacje, ale nie poddam się. Mam jeszcze trochę czasu i zamierzam go wykorzystać.
   I oto krótkie wyjaśnienie dlaczego nie było mnie na żadnym blogu. Aktualnie się skupiam na nauce i poprawianiu ocen, zobaczymy co z tego wyniknie. Dodatkowo, informuję, że to aktualnie jedyny blog, który prowadzę - reszta jest tymczasowo zawieszona (sformatowali mi dysk w laptopie, więc wszystko przepadło, a nie mam jak teraz pisać, bo chcę zdać). Tak czy inaczej, bardzo przepraszam za ten "postój"
***
A tymczasem pragnę podzielić się z Wami kilkoma nowościami z mojego życia.

  W sobotę (30.06.2015 r.) miałam ognisko. Właściwie dwa ogniska, niestety rozdwoić się nie dało i mogłam być na jednym. Wybrałam ognisko, które zrobił mój kuzyn, z okazji swoich urodzin. Drugie ognisko było prawie 20 km od mojego domu, więc to był jeden z powodów, dla których byłam na ognisku kuzyna. Ale zanim się zaczęło ognisko, byłam też na małej wycieczce rowerowej. Niestety, w trakcie złapał mnie deszcz i to kolejny powód, dlaczego nie było mnie na ognisku u znajomej. No ale byłam na tej wycieczce i jak się już popsuła pogoda to miałam wyjście awaryjne. Zadzwoniłam do Mai i wpadłam do niej na jakiś czas. Był u niej Tomek, który jest jej chłopakiem i jakoś tak rozmowa zeszła na temat tatuaży (taa, wypatrzyłam na ramieniu Tomka takiego cudownego lwa i aż się zakochałam). I jakoś tak się dogadałam, że chłopak załatwił mi, że jego znajomy, który pracuje w studio, zrobi mi tatuaż, który nie będzie kosztował mnie Bóg wie jak dużo. No i po znajomości zapłaciłam 120 zł, gdzie normalnie byłoby to około 250 zł. 
   Nasza rozmowa skończyła się, gdy było już dość późno. A ponieważ się nieco rozpogodziło, wróciłam do domu, na ognisko. Niestety, chcąc nie chcąc, w domu nigdy się dobrze nie bawię, bo wszyscy krzywo patrzą. Więc wyszło, że się pokłóciłam z kilkoma osobami i uznałam te ognisko za porażkę miesiąca, po czym zabrałam się i poszłam na spacer. Miałam taki moment, że chciałam jechać na drugie ognisko, ale stwierdziłam, że się mogę w kłopoty wpakować. Po jakiejś godzinie wróciłam domu, poszłam się wykąpać i zamknęłam się w swoim pokoju, gdzie jakoś do 2 nad ranem zastanawiałam się czy aby na pewno słuszne zrobiłam, że się z ciocią pokłóciłam. W trakcie moich rozmyśleń zadzwonił mój Misiu i rozmawialiśmy przez jakiś czas, aż w końcu uznałam, że jestem tak padnięta, że więcej nie dam rady, więc nasza rozmowa dobiegła końca, a ja grzecznie poszłam spać. Tak minęła mi sobota. 
   W niedziele rano przeprosiłam ciocię, pogodziłyśmy się i na tym koniec ciekawych rzeczy. W poniedziałek był dzień dziecka, który w naszej szkole świętuje każdy. Z tej okazji mieliśmy 3 pierwsze lekcje, które zostały skrócone do 30 min, a następnie dzień sportu, gdzie nauczyciele i uczniowie byli jak równi z równymi i uprawiali sport. Niestety, ja tego nie widziałam, bo w poniedziałek miałam kilka spraw do załatwienia, przez co nawet do szkoły nie poszłam. 
   We wtorek mnie w szkole także nie było, ponieważ umówiona byłam z Michałem, który miał mi tatuaż zrobić. Jakoś koło 10/11 byłam u niego, projekt tatuażu gotowy, więc do dzieła!
  Nie macie nawet pojęcia jak bardzo byłam przerażona, cieszę się, że Nela mi towarzyszyła, bo sama bym raczej nie zdecydowała się na taki krok. Jeszcze Michał był na tyle wredny, że mnie straszył xD No ale jakoś się udało. Przez tyle godzin grzecznie siedziałam i czekałam. Nawet nie pisnęłam. Ale prawda jest taka, że byłam nastawiona na coś dużo gorszego i coś bardziej bolącego. Jak się okazało "nie taki diabeł straszny jak go malują". Nie bolało prawie wcale i cieszę się, że mnie inni tak straszyli wcześniej, bo dzięki temu było dużo lepiej. Chyba wolę być zawsze nastawiona w taki sposób, gdyż później okazuje się, że coś jest nawet, nawet. Tatuaż został zrobiony, a ja jestem szczęśliwa, bo wyszedł pięknie.
Zdjęcie na szybko i zaraz po wykonaniu tatuażu. Dodałabym jeszcze inne, ale zaraz by było, że w samym staniku, więc wolę nie. Aktualnie prezentuje się świetnie, nie jest już zaczerwieniony. Chyba najgorzej bolało mnie to, gdy Michał robił te ptaszki małe, piórka prawie nie poczułam. A byłam taka przerażona, gdy zobaczyłam wielkość igły, którą robił piórko. Wyszło jednak na to, że im większa igła, tym mniej boli :P 
  W środę byłam z Nelą u lekarza, bo miała coś z nogą, po czym pojechałam do przyjaciela, a ona do Głogowa na zakupy. Ja jakoś do 14 czekałam aż Adaś skończy pracę i jeszcze dołączył do nas Piotrek. I nasza trójka pojechała w odwiedziny do Adasia. Przez chwilę graliśmy w butelkę, później fantazja nas poniosła i zachowywaliśmy się jak małe dzieci. Bawiliśmy się przez resztę czasu w chowanego. I jakoś koło 22 byłam w domu. 
A dzisiaj przez cały dzień sobie leniuchuję, gdyż w piątek i sobotę czeka mnie ciężka praca. 
I to by było na tyle. Taka notka informacyjna. Zachęcam do komentowania, zadawania pytań, podawania pomysłów na notki oraz wyrażania opinii. 

niedziela, 26 kwietnia 2015

#1 Porady: Co robić w deszczowe dni?


Hej
Dzisiejszą notkę wstawiam z drobnym opóźnieniem, gdyż od piątku nie miałam dostępu do bloga. Piękny weekend spędziłam poza domem i cieszę się, że wyszło to tak, a nie inaczej :) 
   Wiem, nadchodzi lato, a ja wyskakuje z deszczem... Mimo to zdarzają się dni, gdy na dworze tragiczna pogoda, a my siedzimy i nie wiemy, co z sobą zrobić. Ewentualnie serfuje się gdzieś w sieci i szuka rozrywki, ale są też lepsze metody na wykorzystanie wolnego czasu.  Oto Moje TOP10:

1. Poczytaj książkę! 
   Na pierwsze miejsce zdecydowanie zasługuje literatura. Nie ma chyba nic lepszego od tego, gdy z gorącą herbatą lub ciepłym kakao usiądzie się przy oknie z jakąś dobrą książką. Może nie każdy lubi czytać, ale z całego serca polecam, ponieważ książki niesamowicie rozwijają, zwiększa się nasz zasób słownictwa, lepsza ortografia i interpunkcja, a do tego można się przenieść w zupełnie inny świat i na chwilę "odpłynąć". Mózg odpoczywa, a my mamy dobre zajęcie. Jeśli znajdzie się książka, która nas zainteresuje, wówczas godziny szybko mijają i nim się obejrzymy dzień zmienia się w noc albo deszcz w słońce.


2. Umów się ze znajomymi. 
   Kłamstwem jest, że w domu nie ma, co robić ze znajomymi. Istnieje wiele rozrywek, które nie wymagają bycia na zewnątrz. Sama z siebie polecam grę "w butelkę" na pytania i wyzwania. Gwarantuję dobrą zabawę (dobrze byłoby, gdyby ekipa liczyła tak minimum 4/5 osób) i dużo śmiechu. granie w karty (poker, oszust, makao i wiele innych) też jest czymś dobrym na "zabicie" czasu. A jeśli już na prawdę nie chce się Wam w nic takiego zabawiać, to można zrobić popcorn, włączyć jakiś dobry film i wspólnie go obejrzeć. 


3. Sesja zdjęciowa. 
   Śmiem twierdzić, że to bardziej dla dziewczyn, ale z drugiej strony to parszywy stereotyp, bo znam także osoby płci męskiej, które robią świetne zdjęcia. Sesja zdjęciowa może też być swego rodzaju "grą" (w sensie: ustawia się jakiś przedmiot i każda osoba po kolei robi zdjęcie, które później może obrobić czy cokolwiek i następnie mała prezentacja, a reszta ocenia), można robić sobie na wzajem głupie zdjęcia i się z nich śmiać. Jest jeszcze opcja, że jak się ma ładne widoki za oknem to tam też można porobić zdjęcie tychże widoczków (ładne tapety wychodzą ^^)

4. Coś twórczego dla każdego!
   Jeśli jest się kreatywnym to można zrobić różne ciekawe rzeczy. Moja znajoma na deszczowe dni ma taki sposób, że siedzi w domu i robi origami, kolejna woli sobie jakieś wyklejanki porobić, inna kartki 3D, a ja czasami lubię pisać opowiadania lub jakieś wierszyki. Jeśli natomiast są u mnie znajomi to nasza twórczość polega na pewnej zabawie, gdzie mamy kartkę papieru i każdy piszę jakieś zdanie, po czym ostatnia osoba czyta całą historyjkę. Oczywiście należy pisać pierwsze, co przyjdzie nam do głowy. Też można się przy tym pośmiać.
5. Coś na ząb.
   W kuchni czas szybko leci. Zawsze można upiec jakieś ciasto lub zrobić jakieś pożywienie. Jeśli nie ma się pomysłów, wówczas internet służy pomocą. Jeśli nie masz wszystkich produktów, a sklep daleko, nie ma co się tym martwić. Przecież można sobie trochę poeksperymentować. Może wyjdzie coś dobrego (polecam zapisywanie tego wszystkiego tak w razie, gdyby jednak nasze danie było zjadliwe i nietrujące xD). Czas spędzony w kuchni z całą pewnością stracony nie będzie :)

6. Zwierzęta, rodzina.
   Jeśli mamy jakieś zwierzaki to można sobie umilić oczekiwanie na ładną pogodę zabawą z nimi. Na moim przykładzie: Zdarza mi się, gdy nie ma jak się spotkać ze znajomymi, że biorę do pokoju mojego pieska i albo gram z nim piłeczką palantową albo po prostu biorę miskę z wodą i poświęcam ten czas na dokładną pielęgnacje go. Jeśli nie mamy w domu zwierzaka to można również czas poświęcić rodzinie. Porozmawiać, pośmiać się w ostateczności zostają gry planszowe lub karciane (co jest wymienione w punkcie drugim, przecież z rodziną też można się bawić).
7. Niekoniecznie trzeba siedzieć w domu :P 
   Gdy pada jest świeższe powietrze. Polecam się ubrać i wyjść na krótki spacerek, pozwolić na to, by deszcz moczył nam włosy, a jeśli ma się potrzebę to nawet i wejść w kałużę! można też spróbować wyciągnąć znajomych i wspólnie z nimi spacerować :D

8. Ucz się, sprzątaj.
   Wiem, może to nie jest wymarzona forma spędzania czasu wolnego, ale jest pożyteczna. Jeśli poświęci się trochę czasu na naukę można w inny dzień odpuścić :P A tak ogólnie to żartuję. Warto czasami poczytać coś z "mądrych" książek i dowiedzieć się czegoś, może się kiedyś przyda na sprawdzianie? :D Jeśli mamy coś do sprzątania to można też pozwolić sobie na poświęcenie kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu minut na "ogarnięcie" tego, co i tak kiedyś będzie trzeba zrobić.

9. Trening!
   Może ktoś dba o sylwetkę, a pogoda nie pozwoliła na bieganie? Nic straconego, w domu też można ćwiczyć. Wszystko zależy od naszego podejścia :) 

10. W ostateczności muzyka :)
    Niekoniecznie trzeba mieć ochotę na wszystko, co powyżej. Wtedy złotym środkiem jest po prostu włączenie muzyki i leżenie, a jeśli się zaśnie to czas też szybciej mija. Zdarza mi się, że jak pada deszcz to po prostu wolę poleżeć i słuchać muzyki. Aczkolwiek to już rzadziej stosowana przeze mnie forma "rozrywki" w dni deszczowe :) Zamiast leżenia można też tańczyć lub śpiewać :) A jeśli ktoś gra na instrumencie to nawet i pograć :D

Oczywiście, to są moje propozycje i sposób w jaki ja wykorzystuję czas, gdy nie mam jak wyjść z domu, bo pogoda nie dopisuje. Jestem pewna, że jest jeszcze wiele przykładów, co można robić w momentach, gdy pada deszcz lub po prostu jest zimno i nie chce się marznąć.  Tak czy inaczej, na dzisiaj już kończę i do kolejnej notki! :)))

---

(Część zdjęć jest moich, a inne z grafiki google)

sobota, 18 kwietnia 2015

#3 Kartka z pamiętnika: Jak się trzymasz? Bywało gorzej i lepiej, a teraz...


Zacznijmy od początku...
  Kilkukrotnie zmieniałam już szkołę. W każdym z tych miejsc było lepiej lub gorzej, ale również z każdego z nich mam wspaniałe wspomnienia. Tęsknię za internatem, za znajomymi z tych "innych miejsc". Było mi tam dobrze i w pewnym sensie chciałabym wrócić. Jednak skupmy się na roku 2014/2015, bo to właśnie o tym czasie mówię. 
  W 2014 r. chodziłam do Liceum w mieście poza domem, daleko od rodziny i starych znajomych. Będąc w tamtej szkole miałam problem z zaaklimatyzowaniem się, a wszystko przez to, że gdy tam zaczął się rok szkolny, ja byłam przez długi czas w szpitalu i koniec końców jak wróciłam NIKOGO nie znałam i NIKT nie znał mnie, a grupki w mojej klasie już się potworzyły i ciężko było z kimkolwiek załapać kontakt. Tak czy inaczej przeniosłam się tam po roku w innym liceum, w którym również nie mogłam się dostosować i ot co! Skończyło się na tym, że w LO, w którym byłam, także nie znalazłam miejsca dla siebie. Mimo wszystko dobrze wspominam minione miesiące w internacie, bo jest z czego się cieszyć. W tamtym miejscu czułam się prawie jak w domu, ale tęskniłam, to też przed końcem semestru, mając już zagrożenia i wiedząc, że będzie ciężko po raz wtóry zmieniłam szkołę, wybrała coś, co było "koło domu". Mogłam bez problemu być z rodziną i się uczyć, chociaż szkoła, w której obecnie jestem nie cieszy się zbyt dobrą opinią. tak czy inaczej poszłam do niej, by dokończyć się kształcić. Mówili, że tam jest łatwo, mówili, że dam radę... Chyba mnie okłamali, bo koniec końców, w tym roku nie zdam. Przenosząc się z Baczyna do obecnego liceum przed końcem semestru moja sytuacja z ocenami wyglądała źle, miałam dużo zagrożeń i nkl. Błędem było, że już wtedy się poddałam i zrezygnowałam. Gdyby nie to, że przestałam chodzić, wówczas mogłabym bezproblemowo zdać i być sobie w kolejnej klasie, ale cóż, popełniłam błąd i teraz mogę tylko wyciągać z niego wnioski. Tak czy inaczej, w tej klasie załapałam kontakt z rówieśnikami i wszystko jest w porządku, ale większość z nich znałam, bo to moje okolice i po prostu znałam ich jeszcze z czasów gimnazjum. Pewne blizny jednak zostały po tym wszystkim, bo tęsknię za tym, co było wcześniej, w tamtych szkołach, a czas pomimo upływu nadal nie zagoił całkowicie ran powstałych w wyniku tęsknoty. 
   Ale dość już o szkole, ileż można o tym pisać? :P Ogólnie chcę nawiązać do bardziej teraźniejszych zdarzeń.
   Od 4.03 minęło już sporo czasu , ale jeszcze więcej musi minąć bym mogła normalnie funkcjonować. Tęsknię za babcią. Za jej poczuciem humoru, za rozmowami...
Chyba nadal mam w głowie zakodowane,  że ona jest na dializach i niedługo wróci, chyba wciąż do mnie nie dociera, że jednak jej już nie zobaczę. Dwa tygodnie nie było nie w szkole, wróciłam dopiero 16.04, zaległości, zaległości i brak chęci na wszystko. Nawet teraz na lekcjach jestem obecna jedynie ciałem. Duchem jestem daleko, daleko.
    Zdarza mi się, że czasami uronię kilka łez, ale po chwili przychodzi mi do głowy cytat z jednej z telenoweli, które oglądałam z babcią "Kiedy się rodzimy, Bóg zapala nam świeczkę. Jak tylko świeczka gaśnie, wracamy do Niego". Jakkolwiek oklepanie to brzmi w ustach kogoś, kto nie wierzy, to w jakimś stopniu zgadzam się z tym cytatem. Świeczka mojej kochanej babci już zgasła i pora na odpoczynek. Napisałam dla niej kilka wierszy, które być może kiedyś Wam pokażę. Była to moja forma pożegnania, jeden z nich czytałam na jej pogrzebie.  Czy jest mi ciężko? Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak cholernie...
    Śmierć mojej babci uruchomiła nieuchronną lawinę zdarzeń. Jak to mówią, gdy już coś zaczyna się sypać, to nie jest to stopniowe, a natychmiastowe. Tak też i było.
    Odkąd nie ma jej ze mną, w rodzinie robi się nieciekawie. Ciągłe kłótnie i awantury. Doprawdy można zwariować. W każdym bądź razie nie będę się na ten temat rozpisywać, bo po pierwsze jest tego zbyt dużo, a po drugie niektóre rzeczy lepiej zostawić dla siebie :) Także rodzina to temat zamknięty, chociaż w sumie przez to, co się dzieje znów olałam szkołę. Znów nie chodziłam przez długi czas i w wyniku tego mam sporo problemów. Zdać nie zdam już na milion procent, ale cóż, spróbuję w nowym roku szkolnym. Powinęła mi się noga i nic z tym już nie zrobię, ale wyciągnęłam pewne wnioski i nie mam zamiaru na przyszłość popełniać takich błędów.
  Ogólnie jest ciężko i źle, czuję się samotna, ale z czasem wszystko się ułoży, taką przynajmniej mam nadzieję. A tymczasem nie będę Was już zanudzać moją osobą, jeszcze tylko kilka rzeczy, które chcę Wam przekazać:

1. Jeśli jesteście to dziękuję Wam za wszystko. 
2. Czytajcie, zostawiajcie komentarze i Wasze przemyślenia, bo lubię je czytać. 
3. Notki będą się pojawiały co najmniej raz w tygodniu, póki co myślałam, że jakoś w weekendy i chyba przy tym zostanę, bo więcej mam wówczas czasu :) 
4. Dodawajcie się do obserwatorów, bo każdy cieszy :) 
5. Tematyka na blogu bardzo różnorodna. Czasami coś o mnie, czasami jakieś moje przemyślenia na różne tematy. 
6. Jeśli macie jakieś pytania, możecie je śmiało zadawać.
7. Myślę, że jak trochę się rozwinę to zacznę się bawić w ankiety i wówczas to Wy będziecie decydować o czym kolejna notka będzie. 
8. No i tyle

Pozdrawiam cieplutko i życzę Wam udanego weekendu! :)

piątek, 10 kwietnia 2015

#1 Szkoła: 10 powodów, dla których uważam, że szkoła w Polsce nie ma sensu.


    Hej, a więc dzisiaj trochę inaczej. Najpierw miałam zamiar napisać normalny post na temat tego jak się trzymam po tych ostatnich wydarzeniach, ale później zobaczyłam kilka rzeczy, które mnie zdenerwowały i zmieniłam zdanie. Tak czy inaczej, u mnie już lepiej, minęło trochę czasu od śmierci babci i ochłonęłam. W następnej notce (tak, wracam już do normalnego pisania na blogach) napiszę coś więcej na ten temat, a teraz do tematu.
    Moim zdaniem w systemie szkolnictwa jest wiele niedociągnięć. Ja mam ogólnie 10 powodów, dla których mam złe zdanie o szkole w Polsce. Dzisiaj chciałabym się po prostu nimi podzielić, bo stwierdziłam, że nie tylko ja mam podobne zdanie. Rozmawiałam ze znajomymi i mają podobnie. Wspólnie doszliśmy też do pewnych wniosków. Do każdego powodu postaram się dopisać po dwa/trzy zdania dlaczego to moim zdaniem jest złe.

1. Mit o możliwości darmowego kształcenia się.
   Dlaczego mit? Cóż, książek mi szkoła nie sponsoruje, sama muszę sobie je kupić, jeśli ktoś uczy się gdzieś dalej również dochodzą koszty za np. internat, akademik. Tak czy inaczej nie ma czegoś takiego jak darmowa nauka, bo właściwie za wszystko trzeba płacić.
2. Czas nauki, a czas wolny. 
   W szkole średnio spędza się 6/7 godzin w ciągu dnia (tak od 30 do 40 godz tyg, gdzie max to jest chyba 32 jeśli się nie mylę). mamy się tam uczyć, więc nie mam z tym problemu, ale gdzie tu mowa o czasie wolnym, gdy przychodząc do domu nie wiadomo w co ręce włożyć, bo na kolejny dzień zapowiedziane są 3 kartkówki z polskiego, historii i fizyki, a do tego jeszcze sprawdzian z matematyki. Gdzie tu czas dla mnie? Nie dość, że pół dnia siedzę w szkolę i się uczę to jeszcze muszę to robić w domu (chyba, ze komuś wcale nie zależy, to wtedy olewa naukę).
3. Ocenianie uczniów. 
   Trochę to niesprawiedliwe, zważając na fakt, że każdy wiedzę przyswaja inaczej. Dla kogoś nauczenie się na niego zajmuje 3 godziny, a i tak dostanie co najwyżej 3, bo nie wchodzi mu tak do głowy, jak komuś, komu wystarczy sama obecność na lekcji i 20 min powtórki w domu, by dostać 5. Oceny nie są adekwatne do ludzi. Poza tym ja mogę być dobra z polskiego i historii, a ktoś inny z innych przedmiotów, więc mi przychodzi łatwiej uczenie się na dajmy na to polski, a komuś na matematykę. Dlatego oceny są moim zdaniem bezsensu. Poza tym u większości nauka wygląda na wkuwaniu rzeczy na pamięć i jest to wiedza krótkotrwała, bo po sprawdzianie w głowie zostaje mniej niż 1/5 z tego, co się "nauczyło".
4. Profilowane licea. 
   Ponieważ jestem w LO profilowanym, dlatego też załączam to do moich powodów. Jaki sens jest w profilach, skoro i tak na każdym jest to samo? Co z tego, że jestem na profilu humanistycznym, jeśli na politechnicznym jest dokładnie tyle samo godzin polskiego, co na moim i tyle samo mam godzin matematyki, co profil politechniczny? Wybrałam profil chcąc więcej godzin przedmiotów humanistycznych, ale to nie miało jak widać sensu, bo czy poszłabym na ten czy na inny i tak bym miała to samo...
5. Ilość wiedzy, a przydatność w dalszym życiu. 
   W szkole uczą dosłownie wszystkiego. Ale po co mi wiedzieć wszystko, skoro ja się szkolę w danym kierunku? 3/4 z tego, co się nauczę w szkolę w dalszym życiu okazuje się nieprzydatne. Mam wiedzę, okej, ale co mi po niej, skoro raczej jej nie wykorzystam? Swoją drogą w naszych czasach bardziej od wiedzy potrzebny jest spryt. jeśli jest się sprytnym to bez wykształcenia się zajdzie równie daleko, co ze stopniem magistra.
6. Wakacje. 
   Może trochę kontrowersyjny temat, ale uważam, że zamiast robić 2-miesięczną przerwę w nauce lepiej byłoby podzielić te 2 miesiące na kilka krótszych przerw w nauce. Wówczas więcej by się pamiętało niż po dwumiesięcznej przerwie. A potem na początku roku jest narzekanie, że uczniowie NIC nie pamiętają z poprzednich lat. No sorry, ale ja nie pamiętam, co robiłam 3 miesiące temu, a mam pamiętać, co było rok temu na jakiejś tam lekcji? Aby wiedza była długotrwała, a nauka skuteczna nie powinno być aż tak długich przerw w czasie edukacji.
7. Lizusy mają łatwiej. 
   Może to tylko u mnie tak jest, a może i nie, ale zauważyłam pewną rzecz. Są w szkołach osoby, które robią wszystko, by nauczyciele mieli o nich dobre zdanie.Jeśli już się im to uda, wówczas można zauważyć, że dany nauczyciel, którego sympatię się zdobyło nie bierze innych do odpowiedzi, a jak już bierze to daje im pytania banalnie proste. Tak czy inaczej, jeśli jest się lizusem zawsze ma się jakieś przywileje. Bardzo to wkurzające.
8. Ciężka torba. 
   Książki, zeszyty, to wszystko ma swoją wagę. Mając 8 lekcji, z czego każda jest inna, stwierdzam, że torby są stanowczo za ciężkie. Chociaż ja w sumie noszę zupełne minimum, ale jak sobie przypomnę czasy podstawówki i gimnazjum, gdzie nosiłam wszystko, co musiałam to przyznaję, że ten plecak był ciężki. Teraz nawet dzieci w 1-3 (podstawówka) mają plecaki większe i cięższe od siebie samych. Nosić takie ciężkie rzeczy przez pół dnia jest męczące. A później są skargi, że dziecko ma krzywy kręgosłup.
9. Wcześnie wstaję, późno wracam. 
   Wstaję o 6, więc dla mnie to bardzo wcześnie, wracam o 16/17, więc bardzo późno. W zimę jest tak, że wychodzę z domu jest ciemno jak w dupie, wracam do domu to samo. Nie lubię wstawać wcześnie, poza tym naukowo dowiedziono, że uczniowie podczas dwóch pierwszych lekcji nic z nich nie wynoszą, gdyż ich mózgi nadal jeszcze śpią, to samo się tyczy godzin po 7 lekcji, z których to również nic się nie wynosi, bo jest się już przemęczonym nadmiarem nauki. Także, moim zdaniem, szkoła powinna się zaczynać mniej więcej o 9 (zawsze) i kończyć po 5/6 godzinach, gdyż reszta nauki jest bezsensu, bo wiedza, którą otrzymujemy nie jest przez nas przyswajana.
10. Publiczne ośmieszanie przed całą klasą.
    Nie wiem czy to nie podbiega pod gnębienie innych, ale ja bym to tak z powodzeniem nazwała. Są nauczyciele, którzy z przyjemnością biorą do odpowiedzi "przy tablicy", co samo w sobie jest stresujące. Odpowiadanie przed całą klasą jest okropne, serio. No ale, biorą tych uczniów do odpowiedzi i... I załóżmy, że czegoś się nie wie, wtedy to jest istna tragedia. Jak nie odpowiesz na pytanie nauczyciel zjedzie Cię jak szmatę i ośmieszy przed całą klasą. Zdarzało się u mnie tak, że wyzywano uczniów od baranów i idiotów. Poza tym gdzie tu szacunek do ucznia? Nauczyciel może zrobić wszystko, bo jest NAUCZYCIELEM, a ja nie mam prawa się bronić, bo dostanę uwagę i poślą mnie do dyrektora.

To tyle, w jednej z notek napiszę także o powodach, przez które lubię szkołę, bo takie także są, Tak czy inaczej w kolejnej postaram się streścić nieco moje ostatnie tygodnie, gdy tutaj panowała cisza, a tymczasem zapraszam wszystkich do wyrażenia własnej opinii na temat poruszony w dzisiejszej notce. Oraz z chęcią poczytam o WASZYCH powodach, przez które nie przepadacie za szkołą.
Pozdrawiam!

środa, 4 marca 2015

#2 Kartka z pamiętnika: Śmierć


Śmierć...
Przychodzi tak nagle, tak nieoczekiwanie...
Nieproszona...
W głowie mam mętlik, nie potrafię ułożyć prostych zdań. Tak bardzo cierpię.
Dzisiaj (04. 03. 2015r.) odeszła jedna z osób, z którymi mogłam porozmawiać. Czuję niewyobrażalną pustkę w sercu. Jest tyle rzeczy, które chciałam Jej powiedzieć. Tyle jeszcze chciałam pokazać.
Teraz już wiem, że nigdy tego nie zrobię.
    Babciu, ja wiem, że Ty jesteś tutaj, że mnie nie zostawiłaś, ale mimo to brak Twojej fizycznej obecności jest nie do zniesienia. Cholernie za tobą tęsknię. to wszystko wydaje się być nierealne. Chwilami mam nadzieję, że ktoś mnie zaraz obudzi i wyrwie z tego koszmaru, że ktoś powie, że to był tylko zły sen, ale nieważne ile razy już się szczypałam, by sprawdzić czy rzeczywiście nie śpię, to nie mogłam się obudzić. Powoli dociera do mnie, że to nie sen, że to się stało. Odeszłaś...
    Chociaż wczoraj jeszcze widziałam Cię całą i zdrową, dzisiaj wiem, że nie żyjesz. Tak bardzo mi z tym źle. Nie potrafię zebrać myśli. Tyle jeszcze było do zrobienia, wierzyłam, że wszystko się jakoś ułoży, ale właśnie straciłam Cię bezpowrotnie. Tęsknię...
     Nie wiem dlaczego przelewam to wszystko na bloga, wiem, że to głupie zachowanie, ale Ty wiesz najlepiej, że ja właśnie w taki sposób radziłam sobie od zawsze. Ty jedyna wiesz, że to mi pomagało najlepiej. Wiesz co? Teraz nie pomaga. To wszystko musi być jakimś koszmarem, to jakiś żart. Błagam, przyjdź do mnie i powiedz, że to się nie stało na prawdę. Nadal mam nadzieję, że wszystko się ułoży...
     Pamiętasz jak rozmawiałyśmy? Pamiętasz wspólne posiłki? Pamiętasz jak byłam mała i spałam z tobą na Twoim olbrzymim łóżku? Pamiętasz jak opowiadałaś mi bajki? Pamiętasz jak razem oglądałyśmy seriale? Teraz wszystko się skończyło... Nie będzie więcej wspólnych rozmów, nie będzie posiłków przy jednym stole,  Twoje wielkie łóżko, Twój pokój... One są puste, nie ma tam Ciebie, kto teraz będzie spał w tym łóżku? Kto będzie siedział na beżowym fotelu? Już nie usłyszę Twoich historyjek, już nie usłyszę żadnych Twoich słów. Już nie będziemy razem przeżywać seriali, nie będziemy sobie ich spojlerować wzajemnie. Już nie będę czekać o 1 w nocy na Twój powrót z dializ, już nie będę mogła Cię przytulić. To boli. Bardzo boli... Ten ból jest nieznośny, na prawdę.
     Babciu, dziękuję Ci za wszystkie lata, za wszystko, co mi dałaś. Za wspólne wigilie, za wspólne święta, za wspólne dni, tygodnie, miesiące, lata. Za każdy dzień z osobna i za wszystkie razem. Byłaś wspaniałą osobą. Przeżyłaś w życiu tak wiele, a teraz spotkał Cię spokój. Zasłużyłaś na odpoczynek, zasłużyłaś na wszystko, co najlepsze. Mam nadzieję, że już nie cierpisz, że jest już dobrze. Że jesteś tutaj, ze mną, duchem. Teraz będzie Ci lepiej. Zrobiłaś tyle w życiu, że o więcej nie śmiem prosić. Dałaś nam wszystkim tyle, teraz odpoczywaj. Bądź szczęśliwa. Kocham Cię.


Kochałam za życia, nie zapomnę po śmierci <3

wtorek, 3 marca 2015

#1 Kartka z pamiętnika: Smutne uczucie


Mam dom, mam w co się ubrać, mam na jedzenie, mam rodzinę, mam przyjaciół, mam znajomych, mam wiele, a tego nie doceniam...
Czas...
Coś czego nie mogę zatrzymać, czego nie mogę spowolnić, czego nie mogę cofnąć...
Jedyna rzecz, która teraz tak bardzo mnie dołuje...
Mam w sobie wiele emocji, chcę płakać i śmiać się jednocześnie, ale ani jedno ani drugie nie przechodzi mi przez gardło.
Siedzę w zaciszu pokoju i rozmyślam nad tym, co pożytecznego w życiu zrobiłam... Ze smutkiem dochodzę do wniosku, że nic...
Przez całe życie byłam tylko ciężarem dla innych, nadal nim jestem.
Teraz, gdy wydawało mi się, że wszystko się układa, że jest już dobrze, jak na zawołanie, znowu się wszystko zaczęło psuć.
Opowiem Wam historię, być może ciekawą, być może nudną, ale ona wyrazi to wszystko lepiej niż ja kiedykolwiek będę potrafiła.
    Była sobie dziewczyna, znalazła głupią gierkę na internecie i stwierdziła, że musi odpocząć od realistycznego świata. Miała dość wszystkich, którzy traktowali ją jak jajko, bo była chora. Chciała poczuć się normalnie.
    Zarejestrowała się i zaczęła swoją przygodę. Aż pewnego dnia trafiła na jednego gracza. Zaczęli się sprzeczać o jakąś błahostkę, aż w końcu dziewczyna postanowiła to wyjaśnić inaczej. Napisała do niego prywatną wiadomość. Ich konwersacja trwała i trwała, z każdym słowem było można wyczuć koniec sprzeczki, a początek czegoś innego. Chłopak opowiedział jej o sobie, a ona nie pozostała mu dłużna.
    Tak mijały dni, tygodnie, miesiące... Nie robili nic, po za pisaniem, aż w końcu zdecydowali się pójść dalej. Spotkali się, przytulili i wyszło z tego uczucie.
    Niestety, praca, studia, nauka... Czas wrócić do domu, zająć się tym, czym powinno. Miłość nadal trwała. Dzień bez siebie traktowali jak coś najgorszego. Zrozumieli, że są dla siebie wszystkim. Ich błoga sielanka trwała i trwała...
    Ale wszystko, co dobre się kiedyś kończy. Chłopak przestał pisać, zrobił się wobec niej niemiły, ale nadal uparcie twierdził, ze kocha. Chociaż z wiadomości zniknęły miłe i czułe słówka, chociaż były one pisane na odpierdziel.... Dziewczyna walczyła, nie chciała go stracić, bo był on wszystkim, co miała. Podniósł ją na duchu, nauczył walczyć, pokazał, że życie nie jest takie złe. Był, gdy czuła się samotna, ale mimo to coś się zmieniło.
    Ich związek został wystawiony na próbę, wiele kłótni, zbyt duża odległość, zbyt mało bycia ze sobą w realnym świecie, zbyt mało czasu.
     Przyszły noce, gdy dziewczyna nie mogła spać, gdy z jej życia zniknęła radość, której miała w sobie odrobinę, nie była pozytywnie nastawiona. Płakała i nie umiała sobie poradzić z emocjami. Tak bardzo tęskniła za ukochanym, aż pewnego dnia napisała do niego wiadomość, że go kocha, a ponieważ darzy o takim uczuciem oddaje mu wolność i powiedziała, żeby nie tęsknił. Chłopak nie zatrzymywał jej.
     Po kilku dniach zadzwonił i przeprosił, ale nadal nic się nie zmieniło.
     Dziewczyna odpuściła, by nie czuć więcej bólu. Tęskniła za nim i cierpiała, ale nie dawała tego po sobie poznać. Udawała, że wszystko w porządku. Uśmiechała się, korzystała z życia, aż pewnego dnia trafiła do szpitala. Chłopak, którego kochała przyjechał, spędzał z nią każdą minutę. Trzymał za rękę i mówił, że kocha. Ona nie wierzyła w to, co mówił, ale wiedziała, że jej czas na świecie się kończy, że umiera i nie ma zbyt wiele czasu. Puściła jego dłoń i odwróciła się plecami. Zaczęła szlochać w poduszkę.
     Chłopak wyszedł, bo nie był w stanie znieść tego bólu, który wyczytał w jej oczach, tego bólu płynącego w szlochu. Wrócił do siebie do domu i żył dalej, już więcej nie usłyszał o swojej ukochanej i żałował każdego dnia tego, że nie potrafił jej wyznać tego, co nosił w sercu.


Zakończenie dość smutne, ale niestety prawdziwe. Nie chodzi tutaj mi tylko o miłość taką, jaka została opisana. Chodzi o ogólne pojęcie miłości.
Definicji miłości jest tyle, ile ludzi na świecie, wiec nie ma sensu bym jakąś podawała. Każdy ma swoją i niech tak zostanie.
Mówimy, że kochamy rodzinę, ale czy potrafimy to okazać? Czy robimy coś, by pokazać naszą miłość wobec nich? Wydaje mi się, że jeśli już to robimy, to z jakichś konkretnych celów.
Ja ostatnio zamiast okazywać miłość rodzinie, zaczęłam się na wszystkich wyżywać. Moja psychika była już tak zrujnowana, że zamiast na spokojnie porozmawiać wybrałam drogę awantury i kłótni. Czy mnie to boli? Oczywiście, ale teraz nawet moje najszczersze PRZEPRASZAM na nic się nie zda. Słowa padły, a ich nie cofnę. Zraniłam tym kilka osób i nie chcę, by to się powtórzyło.
Czasami z naszych błędów zdajemy sobie sprawę, gdy jest już za późno. Nie czekajmy ze słowami KOCHAM, PRZEPRASZAM, DZIĘKUJĘ, bo może być za późno, by je później wypowiedzieć.


sobota, 31 stycznia 2015

Witam wszystkich

  Wiem, że wstępy są nudne. Nic na to nie poradzę, a nie chcę też od razu wkraczać z pierwszym postem. Jeśli macie jakieś pytania, możecie śmiało do mnie napisać (po prawej stronie znajdziecie informacje, gdzie mnie można znaleźć. Mam jednak nadzieję, że informacje podane w pod-stronie O MNIE Wam wystarczą.
   Znajdziecie tu doprawdy wszystko... Zaczynając od recenzji książek, przez moje przemyślenia i piosenki przechodząc, a kończąc na najbardziej interesujących mnie tematach. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie.
   Jeśli uzbieram trochę czytelników zacznę robić ankiety, w których to Wy będziecie decydowali o tym na jaki temat chcecie czytać :)
   Mam nadzieję, że wszystko jakoś ruszy, a teraz nie chcę już dłużej przedłużać, więc na dzisiaj się z Wami żegnam.
   Widzimy się pod nową notką! :)