Zdarzają mi się dni, gdy jak przychodzi pora na wstawanie (słychać znienawidzoną już muzyczkę z telefonu lub melodyjkę z budzika) - najzwyczajniej w świecie wyłączam ustrojstwo i olewam wszystko, po czym zagrzebuje się po samą szyję w pościeli/kocach/kołdrach (dosłownie we wszystkim, co mi wpadnie pod rękę) i śpię dalej. Niestety ten wybór niesie ze sobą konsekwencje...
- Gdy się już obudzę i jestem dość wyspana, a mój umysł myśli trzeźwo - dopadają mnie tzw wyrzuty sumienia i dosłownie przechodzę jakieś małe załamanie. Nie wiem, może to oznaka jakiegoś bycia psychicznym czy coś w tym stylu, ale przysięgam, że tak mam :/
- No a druga sprawa jest taka, że jednodniowa nieobecność w szkole wiąże się z zaległościami i jak mamę kocham - nie ma nic gorszego jak to, gdy przychodzisz następnego dnia do szkoły, siadasz wygodnie w swojej ławce, a pani zaczyna kontynuować temat, który zaczęła, gdy Ciebie nie było w szkole. Ja zazwyczaj siedzę jak na tureckim kazaniu i trzymam się nadziei, że o nic mnie nie spyta, bo w gruncie rzeczy nie mam pojęcia o co chodzi.
***
No i pojawia się pytanie: Jak uniknąć takich rzeczy jak właśnie opisana powyżej? Od dawien dawna wiadomo, że jak ma się motywacje - wszystko przychodzi łatwiej. No ale ta motywacja nie może być byle jaka...
Moje motywacje może są dość typowe i nie zawsze zdają egzamin, ale lepsze to niż nic. No i do tego co jakiś czas znajduje kolejne, które pomagają mi w jakże trudnej czynności.
***
Ale zanim do tego przejdę to powiem Wam "tajemnicę", o której znaczna część ludzi nie wie...
Słyszałam kiedyś od pewnej mądrej osoby, że wstawanie od razu po usłyszeniu budzika jest najlepszym rozwiązaniem.
Domyślam się, że są tutaj osoby, które nastawiają budzik na (załóżmy) 6:00, gdy tak na prawdę wstają o 6:30. I chodzi o to, że to złe. Na prawdę - odradzam.
Nastawiajcie sobie budzik na godzinę, o której musicie już być na nogach i zrezygnujcie z 10-minutowych drzemek, które nic nie zmienią.
Unikniecie zaspania i do tego jeśli od razu wstaniecie to będziecie bardziej ożywieni.
Do pewnego czasu sama robiłam wszystko w taki sposób, że ustawiałam budzik jakiś czas wcześniej, by zyskać cenne minuty, co było wielką głupotą, bo tak na prawdę skróciłam sobie tylko czas spania, a i tak wstawałam niewyspana.
***
Przyznam szczerze, że należę do grona ludzi, którym prawie zawsze jest zimno, dlatego jak się budzę to nie daje rady od razu wstać i się ubrać (mój pokój jest jednym z tych, w których temperatura jest na prawdę niska, zwłaszcza zimą i rano). Jednak zamiast zapadać w letarg siadam na łóżku i szczelnie otulam się kołdrą, by trochę się rozgrzać - trwa to jakieś 10 minut, więc zamiast wstawać o 5:30, wstaje o 5:20. Jednak weźcie pod uwagę, że nie leżę i nie próbuję drzemać. Jak już wspomniałam - TO ZŁE.
Teraz przyszła pora na moją listę motywacyjną
- Budzik dzwoni o 5:20 i słysząc melodyjkę, która mnie budzi dostaję szału, więc czym prędzej ją wyłączam. CAŁKOWICIE - bez żadnych opcji jak "drzemka", "uśpienie". Robiąc taki krok wiem, że jeśli zasnę to najprawdopodobniej już nie wstanę i spóźnię się na autobus.
- Główną motywacją jest to, że moja szkoła oddalona jest o ponad 40 km i tak się składa, że rano jest tylko jeden kurs z mojej miejscowości - jeśli się spóźnię to nie mam jak dostać się na lekcje (ewentualnie pozostaje mi 16 km dojazd do miasta, skąd dałabym radę dostać się na 3.lekcję, co w przypadku mojego bycia wiecznie przemarzniętą mi się nie uśmiecha).
- Może to zabrzmi dziwnie, ale motywuje mnie też to, że idąc na jakieś lekcje mogę się czegoś dowiedzieć i nauczyć (co prawda nie jest to zbyt entuzjastyczne, bo lubię być na lekcjach humanistycznych, za to ścisłe to taka mała katorga). Mimo wszystko ta świadomość, że mogę się czegoś dowiedzieć jest nawet motywująca.
- Spotkam się z moimi wariatkami. Mieszkamy od siebie na prawdę daleko i właściwie widujemy się głównie w szkole. Uwielbiam je i właśnie dla nich od poniedziałku do piątku podnoszę się z tego łóżka i udaję się do szkoły.
- Może dość śmieszną, ale za to bardzo efektywną metodą i motywacją jest to, że budzik kładę na biurku, przez co jak zadzwoni muszę się podnieść i go wyłączyć (nie mam go na wyciągnięcie ręki). Jeśli CHCĘ uciszyć wkurzającą melodię to MUSZĘ wstać!
- Jako osoba paląca mam swoją małą zasadę, gdy siedzę te kilka minut otępiała na łóżku wiem, że nie mogę zapalić, bo jestem w domu. Dlatego w dość szybki sposób motywuję się do wstania i wyjścia na balkon, żeby zapalić - metoda skuteczna i działająca (ale jedno zastrzeżenie: JEŚLI NIE PALISZ to TEGO NIE RÓB. Zamiast tego wstań i zrób sobie jakąś herbatę lub kawę).
- Przed snem zawsze wymyślam sobie różne scenariusze i jak się rano budzę to mam motywację do wstania i zapisania kilku rzeczy w notatniku.
- No i motywuje mnie jeszcze to, że im prędzej się ogarnę, tym prędzej zleci mi dzień.
- Te metody są również dla mnie, gdy pracuje (wyrzucając punkt 2), też są motywacją. I ogłaszam, że jak się budzę to zaraz po tym jak wyłączę alarm jego miejsce zastępuje jakaś muzyka, która jest taka żywiołowa i dodaje energii. Zdecydowanie dobry pomysł, Tylko nie zapominajcie, że nie mieszkacie sami, a za ścianą macie sąsiadów (ewentualnie mieszkacie sami i nie macie sąsiadów). Nie należy włączać piosenek na full - grozi kłótnią z rodziną lub nawet policją wezwaną przez zdenerwowanego sąsiada - sprawdzone i wiecie co? Do przyjemności to bym tego nie zaliczyła!
A Wy jakie macie motywacje do porannego wstawania? Co Was motywuje i dodaje siły? Jakieś sprawdzone metody? Piszcie, bo jestem ciekawa! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Hej, jeśli jesteś i przeczytałeś/łaś - zostaw po sobie jakiś ślad :)
Zarówno krytyka jak i te dobre słowa są dla mnie ważne. Jednak pamiętaj o kulturze osobistej, gdy piszesz.