Zacznijmy od początku...
Kilkukrotnie zmieniałam już szkołę. W każdym z tych miejsc było lepiej lub gorzej, ale również z każdego z nich mam wspaniałe wspomnienia. Tęsknię za internatem, za znajomymi z tych "innych miejsc". Było mi tam dobrze i w pewnym sensie chciałabym wrócić. Jednak skupmy się na roku 2014/2015, bo to właśnie o tym czasie mówię.
W 2014 r. chodziłam do Liceum w mieście poza domem, daleko od rodziny i starych znajomych. Będąc w tamtej szkole miałam problem z zaaklimatyzowaniem się, a wszystko przez to, że gdy tam zaczął się rok szkolny, ja byłam przez długi czas w szpitalu i koniec końców jak wróciłam NIKOGO nie znałam i NIKT nie znał mnie, a grupki w mojej klasie już się potworzyły i ciężko było z kimkolwiek załapać kontakt. Tak czy inaczej przeniosłam się tam po roku w innym liceum, w którym również nie mogłam się dostosować i ot co! Skończyło się na tym, że w LO, w którym byłam, także nie znalazłam miejsca dla siebie. Mimo wszystko dobrze wspominam minione miesiące w internacie, bo jest z czego się cieszyć. W tamtym miejscu czułam się prawie jak w domu, ale tęskniłam, to też przed końcem semestru, mając już zagrożenia i wiedząc, że będzie ciężko po raz wtóry zmieniłam szkołę, wybrała coś, co było "koło domu". Mogłam bez problemu być z rodziną i się uczyć, chociaż szkoła, w której obecnie jestem nie cieszy się zbyt dobrą opinią. tak czy inaczej poszłam do niej, by dokończyć się kształcić. Mówili, że tam jest łatwo, mówili, że dam radę... Chyba mnie okłamali, bo koniec końców, w tym roku nie zdam. Przenosząc się z Baczyna do obecnego liceum przed końcem semestru moja sytuacja z ocenami wyglądała źle, miałam dużo zagrożeń i nkl. Błędem było, że już wtedy się poddałam i zrezygnowałam. Gdyby nie to, że przestałam chodzić, wówczas mogłabym bezproblemowo zdać i być sobie w kolejnej klasie, ale cóż, popełniłam błąd i teraz mogę tylko wyciągać z niego wnioski. Tak czy inaczej, w tej klasie załapałam kontakt z rówieśnikami i wszystko jest w porządku, ale większość z nich znałam, bo to moje okolice i po prostu znałam ich jeszcze z czasów gimnazjum. Pewne blizny jednak zostały po tym wszystkim, bo tęsknię za tym, co było wcześniej, w tamtych szkołach, a czas pomimo upływu nadal nie zagoił całkowicie ran powstałych w wyniku tęsknoty.
Ale dość już o szkole, ileż można o tym pisać? :P Ogólnie chcę nawiązać do bardziej teraźniejszych zdarzeń.
Od 4.03 minęło już sporo czasu , ale jeszcze więcej musi minąć bym mogła normalnie funkcjonować. Tęsknię za babcią. Za jej poczuciem humoru, za rozmowami...Chyba nadal mam w głowie zakodowane, że ona jest na dializach i niedługo wróci, chyba wciąż do mnie nie dociera, że jednak jej już nie zobaczę. Dwa tygodnie nie było nie w szkole, wróciłam dopiero 16.04, zaległości, zaległości i brak chęci na wszystko. Nawet teraz na lekcjach jestem obecna jedynie ciałem. Duchem jestem daleko, daleko.
Zdarza mi się, że czasami uronię kilka łez, ale po chwili przychodzi mi do głowy cytat z jednej z telenoweli, które oglądałam z babcią "Kiedy się rodzimy, Bóg zapala nam świeczkę. Jak tylko świeczka gaśnie, wracamy do Niego". Jakkolwiek oklepanie to brzmi w ustach kogoś, kto nie wierzy, to w jakimś stopniu zgadzam się z tym cytatem. Świeczka mojej kochanej babci już zgasła i pora na odpoczynek. Napisałam dla niej kilka wierszy, które być może kiedyś Wam pokażę. Była to moja forma pożegnania, jeden z nich czytałam na jej pogrzebie. Czy jest mi ciężko? Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak cholernie...
Śmierć mojej babci uruchomiła nieuchronną lawinę zdarzeń. Jak to mówią, gdy już coś zaczyna się sypać, to nie jest to stopniowe, a natychmiastowe. Tak też i było.
Odkąd nie ma jej ze mną, w rodzinie robi się nieciekawie. Ciągłe kłótnie i awantury. Doprawdy można zwariować. W każdym bądź razie nie będę się na ten temat rozpisywać, bo po pierwsze jest tego zbyt dużo, a po drugie niektóre rzeczy lepiej zostawić dla siebie :) Także rodzina to temat zamknięty, chociaż w sumie przez to, co się dzieje znów olałam szkołę. Znów nie chodziłam przez długi czas i w wyniku tego mam sporo problemów. Zdać nie zdam już na milion procent, ale cóż, spróbuję w nowym roku szkolnym. Powinęła mi się noga i nic z tym już nie zrobię, ale wyciągnęłam pewne wnioski i nie mam zamiaru na przyszłość popełniać takich błędów.
Ogólnie jest ciężko i źle, czuję się samotna, ale z czasem wszystko się ułoży, taką przynajmniej mam nadzieję. A tymczasem nie będę Was już zanudzać moją osobą, jeszcze tylko kilka rzeczy, które chcę Wam przekazać:
1. Jeśli jesteście to dziękuję Wam za wszystko.
2. Czytajcie, zostawiajcie komentarze i Wasze przemyślenia, bo lubię je czytać.
3. Notki będą się pojawiały co najmniej raz w tygodniu, póki co myślałam, że jakoś w weekendy i chyba przy tym zostanę, bo więcej mam wówczas czasu :)
4. Dodawajcie się do obserwatorów, bo każdy cieszy :)
5. Tematyka na blogu bardzo różnorodna. Czasami coś o mnie, czasami jakieś moje przemyślenia na różne tematy.
6. Jeśli macie jakieś pytania, możecie je śmiało zadawać.
7. Myślę, że jak trochę się rozwinę to zacznę się bawić w ankiety i wówczas to Wy będziecie decydować o czym kolejna notka będzie.
8. No i tyle
Pozdrawiam cieplutko i życzę Wam udanego weekendu! :)