Mam dom, mam w co się ubrać, mam na jedzenie, mam rodzinę, mam przyjaciół, mam znajomych, mam wiele, a tego nie doceniam...
Czas...
Coś czego nie mogę zatrzymać, czego nie mogę spowolnić, czego nie mogę cofnąć...
Jedyna rzecz, która teraz tak bardzo mnie dołuje...
Mam w sobie wiele emocji, chcę płakać i śmiać się jednocześnie, ale ani jedno ani drugie nie przechodzi mi przez gardło.
Siedzę w zaciszu pokoju i rozmyślam nad tym, co pożytecznego w życiu zrobiłam... Ze smutkiem dochodzę do wniosku, że nic...
Przez całe życie byłam tylko ciężarem dla innych, nadal nim jestem.
Teraz, gdy wydawało mi się, że wszystko się układa, że jest już dobrze, jak na zawołanie, znowu się wszystko zaczęło psuć.
Opowiem Wam historię, być może ciekawą, być może nudną, ale ona wyrazi to wszystko lepiej niż ja kiedykolwiek będę potrafiła.
Była sobie dziewczyna, znalazła głupią gierkę na internecie i stwierdziła, że musi odpocząć od realistycznego świata. Miała dość wszystkich, którzy traktowali ją jak jajko, bo była chora. Chciała poczuć się normalnie.
Zarejestrowała się i zaczęła swoją przygodę. Aż pewnego dnia trafiła na jednego gracza. Zaczęli się sprzeczać o jakąś błahostkę, aż w końcu dziewczyna postanowiła to wyjaśnić inaczej. Napisała do niego prywatną wiadomość. Ich konwersacja trwała i trwała, z każdym słowem było można wyczuć koniec sprzeczki, a początek czegoś innego. Chłopak opowiedział jej o sobie, a ona nie pozostała mu dłużna.
Tak mijały dni, tygodnie, miesiące... Nie robili nic, po za pisaniem, aż w końcu zdecydowali się pójść dalej. Spotkali się, przytulili i wyszło z tego uczucie.
Niestety, praca, studia, nauka... Czas wrócić do domu, zająć się tym, czym powinno. Miłość nadal trwała. Dzień bez siebie traktowali jak coś najgorszego. Zrozumieli, że są dla siebie wszystkim. Ich błoga sielanka trwała i trwała...
Ale wszystko, co dobre się kiedyś kończy. Chłopak przestał pisać, zrobił się wobec niej niemiły, ale nadal uparcie twierdził, ze kocha. Chociaż z wiadomości zniknęły miłe i czułe słówka, chociaż były one pisane na odpierdziel.... Dziewczyna walczyła, nie chciała go stracić, bo był on wszystkim, co miała. Podniósł ją na duchu, nauczył walczyć, pokazał, że życie nie jest takie złe. Był, gdy czuła się samotna, ale mimo to coś się zmieniło.
Ich związek został wystawiony na próbę, wiele kłótni, zbyt duża odległość, zbyt mało bycia ze sobą w realnym świecie, zbyt mało czasu.
Przyszły noce, gdy dziewczyna nie mogła spać, gdy z jej życia zniknęła radość, której miała w sobie odrobinę, nie była pozytywnie nastawiona. Płakała i nie umiała sobie poradzić z emocjami. Tak bardzo tęskniła za ukochanym, aż pewnego dnia napisała do niego wiadomość, że go kocha, a ponieważ darzy o takim uczuciem oddaje mu wolność i powiedziała, żeby nie tęsknił. Chłopak nie zatrzymywał jej.
Po kilku dniach zadzwonił i przeprosił, ale nadal nic się nie zmieniło.
Dziewczyna odpuściła, by nie czuć więcej bólu. Tęskniła za nim i cierpiała, ale nie dawała tego po sobie poznać. Udawała, że wszystko w porządku. Uśmiechała się, korzystała z życia, aż pewnego dnia trafiła do szpitala. Chłopak, którego kochała przyjechał, spędzał z nią każdą minutę. Trzymał za rękę i mówił, że kocha. Ona nie wierzyła w to, co mówił, ale wiedziała, że jej czas na świecie się kończy, że umiera i nie ma zbyt wiele czasu. Puściła jego dłoń i odwróciła się plecami. Zaczęła szlochać w poduszkę.
Chłopak wyszedł, bo nie był w stanie znieść tego bólu, który wyczytał w jej oczach, tego bólu płynącego w szlochu. Wrócił do siebie do domu i żył dalej, już więcej nie usłyszał o swojej ukochanej i żałował każdego dnia tego, że nie potrafił jej wyznać tego, co nosił w sercu.
Zakończenie dość smutne, ale niestety prawdziwe. Nie chodzi tutaj mi tylko o miłość taką, jaka została opisana. Chodzi o ogólne pojęcie miłości.
Definicji miłości jest tyle, ile ludzi na świecie, wiec nie ma sensu bym jakąś podawała. Każdy ma swoją i niech tak zostanie.
Mówimy, że kochamy rodzinę, ale czy potrafimy to okazać? Czy robimy coś, by pokazać naszą miłość wobec nich? Wydaje mi się, że jeśli już to robimy, to z jakichś konkretnych celów.
Ja ostatnio zamiast okazywać miłość rodzinie, zaczęłam się na wszystkich wyżywać. Moja psychika była już tak zrujnowana, że zamiast na spokojnie porozmawiać wybrałam drogę awantury i kłótni. Czy mnie to boli? Oczywiście, ale teraz nawet moje najszczersze PRZEPRASZAM na nic się nie zda. Słowa padły, a ich nie cofnę. Zraniłam tym kilka osób i nie chcę, by to się powtórzyło.
Czasami z naszych błędów zdajemy sobie sprawę, gdy jest już za późno. Nie czekajmy ze słowami KOCHAM, PRZEPRASZAM, DZIĘKUJĘ, bo może być za późno, by je później wypowiedzieć.
Coś czego nie mogę zatrzymać, czego nie mogę spowolnić, czego nie mogę cofnąć...
Jedyna rzecz, która teraz tak bardzo mnie dołuje...
Mam w sobie wiele emocji, chcę płakać i śmiać się jednocześnie, ale ani jedno ani drugie nie przechodzi mi przez gardło.
Siedzę w zaciszu pokoju i rozmyślam nad tym, co pożytecznego w życiu zrobiłam... Ze smutkiem dochodzę do wniosku, że nic...
Przez całe życie byłam tylko ciężarem dla innych, nadal nim jestem.
Teraz, gdy wydawało mi się, że wszystko się układa, że jest już dobrze, jak na zawołanie, znowu się wszystko zaczęło psuć.
Opowiem Wam historię, być może ciekawą, być może nudną, ale ona wyrazi to wszystko lepiej niż ja kiedykolwiek będę potrafiła.
Była sobie dziewczyna, znalazła głupią gierkę na internecie i stwierdziła, że musi odpocząć od realistycznego świata. Miała dość wszystkich, którzy traktowali ją jak jajko, bo była chora. Chciała poczuć się normalnie.
Zarejestrowała się i zaczęła swoją przygodę. Aż pewnego dnia trafiła na jednego gracza. Zaczęli się sprzeczać o jakąś błahostkę, aż w końcu dziewczyna postanowiła to wyjaśnić inaczej. Napisała do niego prywatną wiadomość. Ich konwersacja trwała i trwała, z każdym słowem było można wyczuć koniec sprzeczki, a początek czegoś innego. Chłopak opowiedział jej o sobie, a ona nie pozostała mu dłużna.
Tak mijały dni, tygodnie, miesiące... Nie robili nic, po za pisaniem, aż w końcu zdecydowali się pójść dalej. Spotkali się, przytulili i wyszło z tego uczucie.
Niestety, praca, studia, nauka... Czas wrócić do domu, zająć się tym, czym powinno. Miłość nadal trwała. Dzień bez siebie traktowali jak coś najgorszego. Zrozumieli, że są dla siebie wszystkim. Ich błoga sielanka trwała i trwała...
Ale wszystko, co dobre się kiedyś kończy. Chłopak przestał pisać, zrobił się wobec niej niemiły, ale nadal uparcie twierdził, ze kocha. Chociaż z wiadomości zniknęły miłe i czułe słówka, chociaż były one pisane na odpierdziel.... Dziewczyna walczyła, nie chciała go stracić, bo był on wszystkim, co miała. Podniósł ją na duchu, nauczył walczyć, pokazał, że życie nie jest takie złe. Był, gdy czuła się samotna, ale mimo to coś się zmieniło.
Ich związek został wystawiony na próbę, wiele kłótni, zbyt duża odległość, zbyt mało bycia ze sobą w realnym świecie, zbyt mało czasu.
Przyszły noce, gdy dziewczyna nie mogła spać, gdy z jej życia zniknęła radość, której miała w sobie odrobinę, nie była pozytywnie nastawiona. Płakała i nie umiała sobie poradzić z emocjami. Tak bardzo tęskniła za ukochanym, aż pewnego dnia napisała do niego wiadomość, że go kocha, a ponieważ darzy o takim uczuciem oddaje mu wolność i powiedziała, żeby nie tęsknił. Chłopak nie zatrzymywał jej.
Po kilku dniach zadzwonił i przeprosił, ale nadal nic się nie zmieniło.
Dziewczyna odpuściła, by nie czuć więcej bólu. Tęskniła za nim i cierpiała, ale nie dawała tego po sobie poznać. Udawała, że wszystko w porządku. Uśmiechała się, korzystała z życia, aż pewnego dnia trafiła do szpitala. Chłopak, którego kochała przyjechał, spędzał z nią każdą minutę. Trzymał za rękę i mówił, że kocha. Ona nie wierzyła w to, co mówił, ale wiedziała, że jej czas na świecie się kończy, że umiera i nie ma zbyt wiele czasu. Puściła jego dłoń i odwróciła się plecami. Zaczęła szlochać w poduszkę.
Chłopak wyszedł, bo nie był w stanie znieść tego bólu, który wyczytał w jej oczach, tego bólu płynącego w szlochu. Wrócił do siebie do domu i żył dalej, już więcej nie usłyszał o swojej ukochanej i żałował każdego dnia tego, że nie potrafił jej wyznać tego, co nosił w sercu.
Zakończenie dość smutne, ale niestety prawdziwe. Nie chodzi tutaj mi tylko o miłość taką, jaka została opisana. Chodzi o ogólne pojęcie miłości.
Definicji miłości jest tyle, ile ludzi na świecie, wiec nie ma sensu bym jakąś podawała. Każdy ma swoją i niech tak zostanie.
Mówimy, że kochamy rodzinę, ale czy potrafimy to okazać? Czy robimy coś, by pokazać naszą miłość wobec nich? Wydaje mi się, że jeśli już to robimy, to z jakichś konkretnych celów.
Ja ostatnio zamiast okazywać miłość rodzinie, zaczęłam się na wszystkich wyżywać. Moja psychika była już tak zrujnowana, że zamiast na spokojnie porozmawiać wybrałam drogę awantury i kłótni. Czy mnie to boli? Oczywiście, ale teraz nawet moje najszczersze PRZEPRASZAM na nic się nie zda. Słowa padły, a ich nie cofnę. Zraniłam tym kilka osób i nie chcę, by to się powtórzyło.
Czasami z naszych błędów zdajemy sobie sprawę, gdy jest już za późno. Nie czekajmy ze słowami KOCHAM, PRZEPRASZAM, DZIĘKUJĘ, bo może być za późno, by je później wypowiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Hej, jeśli jesteś i przeczytałeś/łaś - zostaw po sobie jakiś ślad :)
Zarówno krytyka jak i te dobre słowa są dla mnie ważne. Jednak pamiętaj o kulturze osobistej, gdy piszesz.