niedziela, 26 kwietnia 2015

#1 Porady: Co robić w deszczowe dni?


Hej
Dzisiejszą notkę wstawiam z drobnym opóźnieniem, gdyż od piątku nie miałam dostępu do bloga. Piękny weekend spędziłam poza domem i cieszę się, że wyszło to tak, a nie inaczej :) 
   Wiem, nadchodzi lato, a ja wyskakuje z deszczem... Mimo to zdarzają się dni, gdy na dworze tragiczna pogoda, a my siedzimy i nie wiemy, co z sobą zrobić. Ewentualnie serfuje się gdzieś w sieci i szuka rozrywki, ale są też lepsze metody na wykorzystanie wolnego czasu.  Oto Moje TOP10:

1. Poczytaj książkę! 
   Na pierwsze miejsce zdecydowanie zasługuje literatura. Nie ma chyba nic lepszego od tego, gdy z gorącą herbatą lub ciepłym kakao usiądzie się przy oknie z jakąś dobrą książką. Może nie każdy lubi czytać, ale z całego serca polecam, ponieważ książki niesamowicie rozwijają, zwiększa się nasz zasób słownictwa, lepsza ortografia i interpunkcja, a do tego można się przenieść w zupełnie inny świat i na chwilę "odpłynąć". Mózg odpoczywa, a my mamy dobre zajęcie. Jeśli znajdzie się książka, która nas zainteresuje, wówczas godziny szybko mijają i nim się obejrzymy dzień zmienia się w noc albo deszcz w słońce.


2. Umów się ze znajomymi. 
   Kłamstwem jest, że w domu nie ma, co robić ze znajomymi. Istnieje wiele rozrywek, które nie wymagają bycia na zewnątrz. Sama z siebie polecam grę "w butelkę" na pytania i wyzwania. Gwarantuję dobrą zabawę (dobrze byłoby, gdyby ekipa liczyła tak minimum 4/5 osób) i dużo śmiechu. granie w karty (poker, oszust, makao i wiele innych) też jest czymś dobrym na "zabicie" czasu. A jeśli już na prawdę nie chce się Wam w nic takiego zabawiać, to można zrobić popcorn, włączyć jakiś dobry film i wspólnie go obejrzeć. 


3. Sesja zdjęciowa. 
   Śmiem twierdzić, że to bardziej dla dziewczyn, ale z drugiej strony to parszywy stereotyp, bo znam także osoby płci męskiej, które robią świetne zdjęcia. Sesja zdjęciowa może też być swego rodzaju "grą" (w sensie: ustawia się jakiś przedmiot i każda osoba po kolei robi zdjęcie, które później może obrobić czy cokolwiek i następnie mała prezentacja, a reszta ocenia), można robić sobie na wzajem głupie zdjęcia i się z nich śmiać. Jest jeszcze opcja, że jak się ma ładne widoki za oknem to tam też można porobić zdjęcie tychże widoczków (ładne tapety wychodzą ^^)

4. Coś twórczego dla każdego!
   Jeśli jest się kreatywnym to można zrobić różne ciekawe rzeczy. Moja znajoma na deszczowe dni ma taki sposób, że siedzi w domu i robi origami, kolejna woli sobie jakieś wyklejanki porobić, inna kartki 3D, a ja czasami lubię pisać opowiadania lub jakieś wierszyki. Jeśli natomiast są u mnie znajomi to nasza twórczość polega na pewnej zabawie, gdzie mamy kartkę papieru i każdy piszę jakieś zdanie, po czym ostatnia osoba czyta całą historyjkę. Oczywiście należy pisać pierwsze, co przyjdzie nam do głowy. Też można się przy tym pośmiać.
5. Coś na ząb.
   W kuchni czas szybko leci. Zawsze można upiec jakieś ciasto lub zrobić jakieś pożywienie. Jeśli nie ma się pomysłów, wówczas internet służy pomocą. Jeśli nie masz wszystkich produktów, a sklep daleko, nie ma co się tym martwić. Przecież można sobie trochę poeksperymentować. Może wyjdzie coś dobrego (polecam zapisywanie tego wszystkiego tak w razie, gdyby jednak nasze danie było zjadliwe i nietrujące xD). Czas spędzony w kuchni z całą pewnością stracony nie będzie :)

6. Zwierzęta, rodzina.
   Jeśli mamy jakieś zwierzaki to można sobie umilić oczekiwanie na ładną pogodę zabawą z nimi. Na moim przykładzie: Zdarza mi się, gdy nie ma jak się spotkać ze znajomymi, że biorę do pokoju mojego pieska i albo gram z nim piłeczką palantową albo po prostu biorę miskę z wodą i poświęcam ten czas na dokładną pielęgnacje go. Jeśli nie mamy w domu zwierzaka to można również czas poświęcić rodzinie. Porozmawiać, pośmiać się w ostateczności zostają gry planszowe lub karciane (co jest wymienione w punkcie drugim, przecież z rodziną też można się bawić).
7. Niekoniecznie trzeba siedzieć w domu :P 
   Gdy pada jest świeższe powietrze. Polecam się ubrać i wyjść na krótki spacerek, pozwolić na to, by deszcz moczył nam włosy, a jeśli ma się potrzebę to nawet i wejść w kałużę! można też spróbować wyciągnąć znajomych i wspólnie z nimi spacerować :D

8. Ucz się, sprzątaj.
   Wiem, może to nie jest wymarzona forma spędzania czasu wolnego, ale jest pożyteczna. Jeśli poświęci się trochę czasu na naukę można w inny dzień odpuścić :P A tak ogólnie to żartuję. Warto czasami poczytać coś z "mądrych" książek i dowiedzieć się czegoś, może się kiedyś przyda na sprawdzianie? :D Jeśli mamy coś do sprzątania to można też pozwolić sobie na poświęcenie kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu minut na "ogarnięcie" tego, co i tak kiedyś będzie trzeba zrobić.

9. Trening!
   Może ktoś dba o sylwetkę, a pogoda nie pozwoliła na bieganie? Nic straconego, w domu też można ćwiczyć. Wszystko zależy od naszego podejścia :) 

10. W ostateczności muzyka :)
    Niekoniecznie trzeba mieć ochotę na wszystko, co powyżej. Wtedy złotym środkiem jest po prostu włączenie muzyki i leżenie, a jeśli się zaśnie to czas też szybciej mija. Zdarza mi się, że jak pada deszcz to po prostu wolę poleżeć i słuchać muzyki. Aczkolwiek to już rzadziej stosowana przeze mnie forma "rozrywki" w dni deszczowe :) Zamiast leżenia można też tańczyć lub śpiewać :) A jeśli ktoś gra na instrumencie to nawet i pograć :D

Oczywiście, to są moje propozycje i sposób w jaki ja wykorzystuję czas, gdy nie mam jak wyjść z domu, bo pogoda nie dopisuje. Jestem pewna, że jest jeszcze wiele przykładów, co można robić w momentach, gdy pada deszcz lub po prostu jest zimno i nie chce się marznąć.  Tak czy inaczej, na dzisiaj już kończę i do kolejnej notki! :)))

---

(Część zdjęć jest moich, a inne z grafiki google)

sobota, 18 kwietnia 2015

#3 Kartka z pamiętnika: Jak się trzymasz? Bywało gorzej i lepiej, a teraz...


Zacznijmy od początku...
  Kilkukrotnie zmieniałam już szkołę. W każdym z tych miejsc było lepiej lub gorzej, ale również z każdego z nich mam wspaniałe wspomnienia. Tęsknię za internatem, za znajomymi z tych "innych miejsc". Było mi tam dobrze i w pewnym sensie chciałabym wrócić. Jednak skupmy się na roku 2014/2015, bo to właśnie o tym czasie mówię. 
  W 2014 r. chodziłam do Liceum w mieście poza domem, daleko od rodziny i starych znajomych. Będąc w tamtej szkole miałam problem z zaaklimatyzowaniem się, a wszystko przez to, że gdy tam zaczął się rok szkolny, ja byłam przez długi czas w szpitalu i koniec końców jak wróciłam NIKOGO nie znałam i NIKT nie znał mnie, a grupki w mojej klasie już się potworzyły i ciężko było z kimkolwiek załapać kontakt. Tak czy inaczej przeniosłam się tam po roku w innym liceum, w którym również nie mogłam się dostosować i ot co! Skończyło się na tym, że w LO, w którym byłam, także nie znalazłam miejsca dla siebie. Mimo wszystko dobrze wspominam minione miesiące w internacie, bo jest z czego się cieszyć. W tamtym miejscu czułam się prawie jak w domu, ale tęskniłam, to też przed końcem semestru, mając już zagrożenia i wiedząc, że będzie ciężko po raz wtóry zmieniłam szkołę, wybrała coś, co było "koło domu". Mogłam bez problemu być z rodziną i się uczyć, chociaż szkoła, w której obecnie jestem nie cieszy się zbyt dobrą opinią. tak czy inaczej poszłam do niej, by dokończyć się kształcić. Mówili, że tam jest łatwo, mówili, że dam radę... Chyba mnie okłamali, bo koniec końców, w tym roku nie zdam. Przenosząc się z Baczyna do obecnego liceum przed końcem semestru moja sytuacja z ocenami wyglądała źle, miałam dużo zagrożeń i nkl. Błędem było, że już wtedy się poddałam i zrezygnowałam. Gdyby nie to, że przestałam chodzić, wówczas mogłabym bezproblemowo zdać i być sobie w kolejnej klasie, ale cóż, popełniłam błąd i teraz mogę tylko wyciągać z niego wnioski. Tak czy inaczej, w tej klasie załapałam kontakt z rówieśnikami i wszystko jest w porządku, ale większość z nich znałam, bo to moje okolice i po prostu znałam ich jeszcze z czasów gimnazjum. Pewne blizny jednak zostały po tym wszystkim, bo tęsknię za tym, co było wcześniej, w tamtych szkołach, a czas pomimo upływu nadal nie zagoił całkowicie ran powstałych w wyniku tęsknoty. 
   Ale dość już o szkole, ileż można o tym pisać? :P Ogólnie chcę nawiązać do bardziej teraźniejszych zdarzeń.
   Od 4.03 minęło już sporo czasu , ale jeszcze więcej musi minąć bym mogła normalnie funkcjonować. Tęsknię za babcią. Za jej poczuciem humoru, za rozmowami...
Chyba nadal mam w głowie zakodowane,  że ona jest na dializach i niedługo wróci, chyba wciąż do mnie nie dociera, że jednak jej już nie zobaczę. Dwa tygodnie nie było nie w szkole, wróciłam dopiero 16.04, zaległości, zaległości i brak chęci na wszystko. Nawet teraz na lekcjach jestem obecna jedynie ciałem. Duchem jestem daleko, daleko.
    Zdarza mi się, że czasami uronię kilka łez, ale po chwili przychodzi mi do głowy cytat z jednej z telenoweli, które oglądałam z babcią "Kiedy się rodzimy, Bóg zapala nam świeczkę. Jak tylko świeczka gaśnie, wracamy do Niego". Jakkolwiek oklepanie to brzmi w ustach kogoś, kto nie wierzy, to w jakimś stopniu zgadzam się z tym cytatem. Świeczka mojej kochanej babci już zgasła i pora na odpoczynek. Napisałam dla niej kilka wierszy, które być może kiedyś Wam pokażę. Była to moja forma pożegnania, jeden z nich czytałam na jej pogrzebie.  Czy jest mi ciężko? Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak cholernie...
    Śmierć mojej babci uruchomiła nieuchronną lawinę zdarzeń. Jak to mówią, gdy już coś zaczyna się sypać, to nie jest to stopniowe, a natychmiastowe. Tak też i było.
    Odkąd nie ma jej ze mną, w rodzinie robi się nieciekawie. Ciągłe kłótnie i awantury. Doprawdy można zwariować. W każdym bądź razie nie będę się na ten temat rozpisywać, bo po pierwsze jest tego zbyt dużo, a po drugie niektóre rzeczy lepiej zostawić dla siebie :) Także rodzina to temat zamknięty, chociaż w sumie przez to, co się dzieje znów olałam szkołę. Znów nie chodziłam przez długi czas i w wyniku tego mam sporo problemów. Zdać nie zdam już na milion procent, ale cóż, spróbuję w nowym roku szkolnym. Powinęła mi się noga i nic z tym już nie zrobię, ale wyciągnęłam pewne wnioski i nie mam zamiaru na przyszłość popełniać takich błędów.
  Ogólnie jest ciężko i źle, czuję się samotna, ale z czasem wszystko się ułoży, taką przynajmniej mam nadzieję. A tymczasem nie będę Was już zanudzać moją osobą, jeszcze tylko kilka rzeczy, które chcę Wam przekazać:

1. Jeśli jesteście to dziękuję Wam za wszystko. 
2. Czytajcie, zostawiajcie komentarze i Wasze przemyślenia, bo lubię je czytać. 
3. Notki będą się pojawiały co najmniej raz w tygodniu, póki co myślałam, że jakoś w weekendy i chyba przy tym zostanę, bo więcej mam wówczas czasu :) 
4. Dodawajcie się do obserwatorów, bo każdy cieszy :) 
5. Tematyka na blogu bardzo różnorodna. Czasami coś o mnie, czasami jakieś moje przemyślenia na różne tematy. 
6. Jeśli macie jakieś pytania, możecie je śmiało zadawać.
7. Myślę, że jak trochę się rozwinę to zacznę się bawić w ankiety i wówczas to Wy będziecie decydować o czym kolejna notka będzie. 
8. No i tyle

Pozdrawiam cieplutko i życzę Wam udanego weekendu! :)

piątek, 10 kwietnia 2015

#1 Szkoła: 10 powodów, dla których uważam, że szkoła w Polsce nie ma sensu.


    Hej, a więc dzisiaj trochę inaczej. Najpierw miałam zamiar napisać normalny post na temat tego jak się trzymam po tych ostatnich wydarzeniach, ale później zobaczyłam kilka rzeczy, które mnie zdenerwowały i zmieniłam zdanie. Tak czy inaczej, u mnie już lepiej, minęło trochę czasu od śmierci babci i ochłonęłam. W następnej notce (tak, wracam już do normalnego pisania na blogach) napiszę coś więcej na ten temat, a teraz do tematu.
    Moim zdaniem w systemie szkolnictwa jest wiele niedociągnięć. Ja mam ogólnie 10 powodów, dla których mam złe zdanie o szkole w Polsce. Dzisiaj chciałabym się po prostu nimi podzielić, bo stwierdziłam, że nie tylko ja mam podobne zdanie. Rozmawiałam ze znajomymi i mają podobnie. Wspólnie doszliśmy też do pewnych wniosków. Do każdego powodu postaram się dopisać po dwa/trzy zdania dlaczego to moim zdaniem jest złe.

1. Mit o możliwości darmowego kształcenia się.
   Dlaczego mit? Cóż, książek mi szkoła nie sponsoruje, sama muszę sobie je kupić, jeśli ktoś uczy się gdzieś dalej również dochodzą koszty za np. internat, akademik. Tak czy inaczej nie ma czegoś takiego jak darmowa nauka, bo właściwie za wszystko trzeba płacić.
2. Czas nauki, a czas wolny. 
   W szkole średnio spędza się 6/7 godzin w ciągu dnia (tak od 30 do 40 godz tyg, gdzie max to jest chyba 32 jeśli się nie mylę). mamy się tam uczyć, więc nie mam z tym problemu, ale gdzie tu mowa o czasie wolnym, gdy przychodząc do domu nie wiadomo w co ręce włożyć, bo na kolejny dzień zapowiedziane są 3 kartkówki z polskiego, historii i fizyki, a do tego jeszcze sprawdzian z matematyki. Gdzie tu czas dla mnie? Nie dość, że pół dnia siedzę w szkolę i się uczę to jeszcze muszę to robić w domu (chyba, ze komuś wcale nie zależy, to wtedy olewa naukę).
3. Ocenianie uczniów. 
   Trochę to niesprawiedliwe, zważając na fakt, że każdy wiedzę przyswaja inaczej. Dla kogoś nauczenie się na niego zajmuje 3 godziny, a i tak dostanie co najwyżej 3, bo nie wchodzi mu tak do głowy, jak komuś, komu wystarczy sama obecność na lekcji i 20 min powtórki w domu, by dostać 5. Oceny nie są adekwatne do ludzi. Poza tym ja mogę być dobra z polskiego i historii, a ktoś inny z innych przedmiotów, więc mi przychodzi łatwiej uczenie się na dajmy na to polski, a komuś na matematykę. Dlatego oceny są moim zdaniem bezsensu. Poza tym u większości nauka wygląda na wkuwaniu rzeczy na pamięć i jest to wiedza krótkotrwała, bo po sprawdzianie w głowie zostaje mniej niż 1/5 z tego, co się "nauczyło".
4. Profilowane licea. 
   Ponieważ jestem w LO profilowanym, dlatego też załączam to do moich powodów. Jaki sens jest w profilach, skoro i tak na każdym jest to samo? Co z tego, że jestem na profilu humanistycznym, jeśli na politechnicznym jest dokładnie tyle samo godzin polskiego, co na moim i tyle samo mam godzin matematyki, co profil politechniczny? Wybrałam profil chcąc więcej godzin przedmiotów humanistycznych, ale to nie miało jak widać sensu, bo czy poszłabym na ten czy na inny i tak bym miała to samo...
5. Ilość wiedzy, a przydatność w dalszym życiu. 
   W szkole uczą dosłownie wszystkiego. Ale po co mi wiedzieć wszystko, skoro ja się szkolę w danym kierunku? 3/4 z tego, co się nauczę w szkolę w dalszym życiu okazuje się nieprzydatne. Mam wiedzę, okej, ale co mi po niej, skoro raczej jej nie wykorzystam? Swoją drogą w naszych czasach bardziej od wiedzy potrzebny jest spryt. jeśli jest się sprytnym to bez wykształcenia się zajdzie równie daleko, co ze stopniem magistra.
6. Wakacje. 
   Może trochę kontrowersyjny temat, ale uważam, że zamiast robić 2-miesięczną przerwę w nauce lepiej byłoby podzielić te 2 miesiące na kilka krótszych przerw w nauce. Wówczas więcej by się pamiętało niż po dwumiesięcznej przerwie. A potem na początku roku jest narzekanie, że uczniowie NIC nie pamiętają z poprzednich lat. No sorry, ale ja nie pamiętam, co robiłam 3 miesiące temu, a mam pamiętać, co było rok temu na jakiejś tam lekcji? Aby wiedza była długotrwała, a nauka skuteczna nie powinno być aż tak długich przerw w czasie edukacji.
7. Lizusy mają łatwiej. 
   Może to tylko u mnie tak jest, a może i nie, ale zauważyłam pewną rzecz. Są w szkołach osoby, które robią wszystko, by nauczyciele mieli o nich dobre zdanie.Jeśli już się im to uda, wówczas można zauważyć, że dany nauczyciel, którego sympatię się zdobyło nie bierze innych do odpowiedzi, a jak już bierze to daje im pytania banalnie proste. Tak czy inaczej, jeśli jest się lizusem zawsze ma się jakieś przywileje. Bardzo to wkurzające.
8. Ciężka torba. 
   Książki, zeszyty, to wszystko ma swoją wagę. Mając 8 lekcji, z czego każda jest inna, stwierdzam, że torby są stanowczo za ciężkie. Chociaż ja w sumie noszę zupełne minimum, ale jak sobie przypomnę czasy podstawówki i gimnazjum, gdzie nosiłam wszystko, co musiałam to przyznaję, że ten plecak był ciężki. Teraz nawet dzieci w 1-3 (podstawówka) mają plecaki większe i cięższe od siebie samych. Nosić takie ciężkie rzeczy przez pół dnia jest męczące. A później są skargi, że dziecko ma krzywy kręgosłup.
9. Wcześnie wstaję, późno wracam. 
   Wstaję o 6, więc dla mnie to bardzo wcześnie, wracam o 16/17, więc bardzo późno. W zimę jest tak, że wychodzę z domu jest ciemno jak w dupie, wracam do domu to samo. Nie lubię wstawać wcześnie, poza tym naukowo dowiedziono, że uczniowie podczas dwóch pierwszych lekcji nic z nich nie wynoszą, gdyż ich mózgi nadal jeszcze śpią, to samo się tyczy godzin po 7 lekcji, z których to również nic się nie wynosi, bo jest się już przemęczonym nadmiarem nauki. Także, moim zdaniem, szkoła powinna się zaczynać mniej więcej o 9 (zawsze) i kończyć po 5/6 godzinach, gdyż reszta nauki jest bezsensu, bo wiedza, którą otrzymujemy nie jest przez nas przyswajana.
10. Publiczne ośmieszanie przed całą klasą.
    Nie wiem czy to nie podbiega pod gnębienie innych, ale ja bym to tak z powodzeniem nazwała. Są nauczyciele, którzy z przyjemnością biorą do odpowiedzi "przy tablicy", co samo w sobie jest stresujące. Odpowiadanie przed całą klasą jest okropne, serio. No ale, biorą tych uczniów do odpowiedzi i... I załóżmy, że czegoś się nie wie, wtedy to jest istna tragedia. Jak nie odpowiesz na pytanie nauczyciel zjedzie Cię jak szmatę i ośmieszy przed całą klasą. Zdarzało się u mnie tak, że wyzywano uczniów od baranów i idiotów. Poza tym gdzie tu szacunek do ucznia? Nauczyciel może zrobić wszystko, bo jest NAUCZYCIELEM, a ja nie mam prawa się bronić, bo dostanę uwagę i poślą mnie do dyrektora.

To tyle, w jednej z notek napiszę także o powodach, przez które lubię szkołę, bo takie także są, Tak czy inaczej w kolejnej postaram się streścić nieco moje ostatnie tygodnie, gdy tutaj panowała cisza, a tymczasem zapraszam wszystkich do wyrażenia własnej opinii na temat poruszony w dzisiejszej notce. Oraz z chęcią poczytam o WASZYCH powodach, przez które nie przepadacie za szkołą.
Pozdrawiam!